Niedaleko pada jabłko od jabłoni
Jeszcze do niedawna ich jedyną „zasługą” było to, że mają sławnych ojców. Ale kto wie, może niedługo to o ich rodzicach będzie się mówiło w kontekście sławnych synów?
Wydawać by się mogło, że drzwi do show-biznesu stały przed nimi otworem – mają w końcu znane nazwisko, odpowiednie koneksje i mnóstwo znajomości. Oni sami twierdzą jednak, że wcale nie mają łatwo; przeciwnie, czasem jest im znacznie trudniej niż ludziom z „ulicy”. Stale porównywani ze swoimi ojcami, nierzadko postrzegani wyłącznie przez pryzmat nazwiska, muszą walczyć o swoją pozycję i udowadniać, że sukces zawdzięczają samym sobie.
Henry Hopper
Świętujący właśnie swoje 25. urodziny Henry, syn Denisa Hoppera (autor kultowego „Swobodnego jeźdźca”) z jego czwartego małżeństwa, już od kilku lat pracuje na swoją pozycję. O tym, że pójdzie w ślady ojca, zadecydował w dzieciństwie; jako nastolatek zaczął pobierać lekcje w prestiżowej szkole Lee Strasberga.
Na ekranie zadebiutował w 1997 roku w filmie „Kiss & Tell”, ale do grania wrócił dopiero po czteroletniej przerwie, przyjmując główną rolę w filmie „Restless” Gusa Van Santa.
Choć zebrał pozytywne recenzje, nie miał jednak powodów do radości – w tym samym roku 17-letnia modelka oskarżyła go o gwałt. Sprawa trafiła do sądu, lecz ostatecznie obie strony zgodziły się na ugodę i skandal wyciszono.
Scott Eastwood
Niedaleko padło jabłko od jabłoni. Za każdym razem, gdy w mediach pojawiają się nowe zdjęcia 29-letniego modela, wielu mogłoby się założyć, że oto Clint Eastwood niespodziewanie odmłodniał o dobrych kilkadziesiąt lat. I nie byliby znowuż w tak wielkim błędzie.
Scott Eastwood, jeden z synów sławnego aktora (i Jacelyn Reeves, stewardessy, z którą aktor, wówczas żonaty jeszcze z Sondrą Locke, wdał się w romans), już jakiś czas temu postanowił ruszyć w ślady rodzica i spróbować zaistnieć w filmowej branży. Radzi sobie całkiem nieźle, bo mimo dość niewielkiego dorobku artystycznego, nie może opędzić się od fanów, a w internecie już okrzyknięto go nowym „symbolem seksu”. I choć zadebiutował w filmie w reżyserii ojca, podkreśla, że nigdy nie korzystał z rodzinnych koneksji, by odnieść wymarzony sukces, a wszystko zawdzięcza wyłącznie ciężkiej harówce.
Jeszcze w tym roku pojawi się w trzech produkcjach – biograficznym „Snowden”, westernie „Diablo” i akcyjniaku „Mercury Plains”.
Sean Brosnan
Może i przekroczył sześćdziesiątkę, ale za to ani formy, ani chęci do pracy nie stracił – w ostatnich latach Pierce Brosnan, według wielu kobiet najprzystojniejszy ekranowy James Bond, stał się nad wyraz aktywny. Czyżby wystraszył się konkurencji?
A ma powody do niepokoju, bo po piętach depcze mu nie kto inny, jak Sean Brosnan, jego własny syn, który, powolutku, próbuje się przebić w branży filmowej. To oczywiście tylko żart, bo Brosnan senior nie kryje dumy ze swojego potomka i wspiera go w aktorskich dążeniach, trzymając kciuki za rozwój jego kariery.
Sean już od dawna myślał, by pójść w ślady ojca; uczył się w Central School of Speech and Drama, a nauczyciele byli pod wrażeniem jego talentu. Na ekranie zadebiutował u boku ojca w „Robinsonie Cruzoe” w 1997 roku; pierwszą większą rolę dostał zaś w serialu „Dubplate Drama”. Za występ w o rok późniejszym krótkometrażowym „Old Dog” zebrał świetne recenzje od krytyki. Teraz młody Brosnan myśli także o reżyserii; już niedługo premierę będzie miało jego „My Father, Die”.
Max Irons
Powodów do wstydu nie ma także Jeremy Irons - jego syn nie tylko idzie jak burza, zbierając świetne recenzje i bez trudu zdobywając uwielbienie fanów, ale też powoli pracuje na własną markę, by nikt nie zarzucił mu, że wszystko osiągnął dzięki odpowiednim koneksjom.
Max Irons w wolnych chwilach zajmuje się modelingiem – współpracował między innymi z Burberry i Mango, a przez magazyn GQ został nazwany jednym z najlepiej ubranych Brytyjczyków – ale nie kryje, że największą przyjemność sprawia mu granie i chce być aktorem na cały etat. Twierdzi jednak, że w widzowie raczej nieprędko zobaczą go na ekranie u boku ojca.
- To mój największy koszmar – mówił. - Z mamą to może jeszcze, ale z tatą... to było by naprawdę trudne. Spotkaliście go kiedyś?
Irons nie próżnuje; niedawno wystąpił w opartej na prawdziwej historii „Złotej damie”, a za kilka miesięcy do kin wejdzie kolejny film z jego udziałem, dramat „Harvest”.
Colin Hanks
O tym, jak trudno przyćmić własnego ojca, przekonał się już syn Toma Hanksa i Samanthy Lewes. Podczas gdy Hanks senior wciąż jest gwiazdą wielkiego ekranu, Hanks junior znalazł sobie niszę w telewizji – występował w „Roswell”, „Mad Men”, „The Good Guys”, „Dexterze” czy „Fargo”. Na Oscara nie ma raczej co liczyć, stracił też tytuł jednego z „najgorętszych kawalerów”, kiedy ożenił się z publicystką Samanthą Bryan.
Jego najnowszy film, „W nowym zwierciadle: Wakacje”, krytyka przyjęła dość sceptycznie. Może nieco lepszy los spotka dwa kolejne projekty Hanksa, komedię historyczną „Elvis & Nixon” i romans „No Stranger Than Love”.
Jaden Smith
Aktor, raper i tancerz. Jaden Smith ma dopiero 17 lat, a już próbuje przebić się w różnych dziedzinach w show-biznesie. Pierwszą filmową fuchę załatwił mu ojciec, angażując syna do „W pogoni za szczęściem”. Po znajomości czy nie, chłopak przypadł do gustu widzom i krytyce, zgarniając swoją pierwszą nagrodę. Potem nadeszły kolejne propozycje i Smith pojawił się w „Dniu, w którym zatrzymała się Ziemia”, u boku Jackiego Chana w „Karate Kid” i, ponownie w towarzystwie ojca, w „1000 lat po Ziemi”.
Młody Smith cieszy się na razie rolą bożyszcza nastolatek i randkuje z kolejnymi modelkami i aktorkami. Zapewnia jednak, że znajdzie czas na pracę – ma pojawić się w dwóch serialach, a także w kontynuacji „Karate Kid”.
(sm/mn)