Trudna próba przyjaźni. Recenzja filmu "Małe szczęścia"
Prawdziwi przyjaciele nie tylko niosą pomoc w potrzebie, ale także wspierają w drodze do szczęścia. Najnowszy film Daniela Cohena udowadnia, że sukces doskonale weryfikuje prawdziwość intencji bliskich. Słodko – gorzka komedia "Małe szczęścia" to doskonała rozrywka na nadchodzące jesienne wieczory.
W pogodni za marzeniami
Lea (w tej roli Berenice Bejo) to cicha, zamknięta w sobie marzycielka. Dziewczyna na co dzień pracuje w eleganckim butiku w centrum handlowym, ale skrycie marzy o pisaniu. Jej wrażliwość i wyostrzony zmysł obserwacji sprawiają, że doskonale rozumie emocje i problemy innych. Lea zaczyna potajemnie spisywać historie różnych osób mijanych na ulicy. Do pracy twórczej gorąco namawia ją znany pisarz, którego książkę zrecenzowała jakiś czas temu w mediach społecznościowych. Mężczyzna widzi w dziewczynie duży potencjał i nie myli się. Opowieściami Lei interesuje się duże wydawnictwo, które chce wydać jej debiutancką książkę. Nieoczekiwany sukces staje się początkiem wielkich zmian w życiu bohaterki. Nie wszyscy jednak pozytywnie reagują na jej nową działalność. Na szczęście Lei pada cień, kiedy dziewczyna przekonuje się, że nie ma z kim dzielić swojej radości.
Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie?
Mąż Lei, Marc (Vincent Cassel) oraz jej przyjaciele, Karine (Florence Foresti) i Francis (François Damiens) nie podzielają jej entuzjazmu. Każdy z nich od początku traktuje dziewczynę jak nieporadne dziecko, wytykając co i rusz niezdecydowanie i brak zawodowych ambicji. Bliscy nie wierzą (albo nie chcą wierzyć) w jej talent i możliwości twórcze. Kiedy pierwsza powieść Lei ukazuje się na rynku i szybko zostaje okrzyknięta bestsellerem, Lea nie może liczyć na ich wsparcie, ani nawet na ciepłe słowo. Z czasem okazuje się, że zarówno mąż bohaterki, jak i jej znajomi borykają się z masą kompleksów, które boleśnie dają o sobie z nać w obliczu zawodowego sukcesu dziewczyny. Zazdrość i rozżalenie bierze górę, przez co pozory życzliwości zupełnie znikają. Lea z przerażeniem odkrywa, że pod maskami oddanych przyjaciół skrywają się twarze zawistnych ludzi, którzy nie mogą znieść jej szczęścia. Wyjątkowo dosadnie pokazuje to scena, w której Karine ze złością mówi Lei: "Lubiłam cię, kiedy byłaś taka jak my, kiedy byłaś nikim".
Gwiazdy francuskiego kina w doskonałej formie
Nowy obraz Daniela Cohena jest popisem doskonałej gry aktorskiej całej obsady. Piękna Berenice Bejo w roli Lei, którą znamy z roli w oscarowym "Artyście", wciąż zachwyca młodzieńczym urokiem i naturalnością. Aktorka doskonale wczuwa się w trudną sytuację, w jakiej znalazła się jej bohaterka. Bejo wspaniale pokazała w filmie stopniową przemianę Lei – z nieśmiałej, zahukanej introwertyczki w pewną siebie, silną kobietę sukcesu. Zachwyca także Vincent Cassel w roli Marca, męża głównej bohaterki. Każda kreacja tego wspaniałego aktora zawsze wywołuje silne emocje. Nie inaczej jest tym razem. Artysta kolejny raz udowodnił, że bliżej mu do negatywnych bohaterów, których trudno polubić, ale równie trudno o nich zapomnieć.
Przyjaciół Lei zagrali w filmie Florence Foresti i François Damiens. Aktorzy mieli niełatwe zadanie, z którym poradzili sobie znakomicie. Ich bohaterowie początkowo odnoszą się do Lei z lekkim pobłażaniem, niewinnie żartując z jej licznych słabości. Sukces dziewczyny budzi w tej parze demoniczne zachowanie, którego być może sami się po sobie nie spodziewali. To barwne małżeństwo zapatrzonych w siebie egocentryków, którzy nawet w sytuacji osobistej porażki wierzą, że wina leży po czyjejś stronie, wzbudza wiele skrajnych emocji – od szczerego rozbawienia, do równie szczerej niechęci. W filmie zobaczymy także samego reżysera w niewielkiej roli kierownika sklepu odzieżowego. Cohen ma na swoim koncie kilka ciekawych kreacji aktorskich, ale nie pojawia się na ekranie zbyt często. Szkoda, bo reżyser i artysta ma w sobie niezwykłą charyzmę, dzięki której nawet w epizodycznych rolach intryguje i przykuwa uwagę.
Historia, która bawi i porusza
Choć film określany jest mianem komedii, w rzeczywistości wiele tam gorzkich, dramatycznych momentów, które nie napawają optymizmem. "Małe szczęścia" to opowieść o tym, czym jest – a może raczej, czym nie jest? – prawdziwa przyjaźń. Życzliwi, oddani przyjaciele wspierają w trudnych momentach, ale potrafią także cieszyć się z naszych osiągnięć. Główna bohaterka filmu niestety nie miała wokół siebie szczerych osób, które dopingowałyby ją na drodze do sukcesu. Daniel Cohen stworzył nieco prześmiewczy, ale i boleśnie prawdziwy obraz naszych czasów. "Małe szczęścia" to przyjemny w odbiorze, mądry komediodramat, który pozostawia po sobie wiele refleksji. Polecam ten film każdemu – nie tylko zagorzałym miłośnikom francuskiego kina.