Tylko u nas premiera polskiego zwiastuna "Pomiędzy słowami". Najnowszy film Urszuli Antoniak wkrótce w kinach
Nagrodzony Złotymi Lwami film z Jakubem Gierszałem i Andrzejem Chyrą w rolach głównych trafi do polskich kin 16 lutego.
28-letni Michael (dwujęzyczny Jakub Gierszał)
tak naprawdę ma na imię Michał, ale trudno się tego domyślić. Na pierwszy rzut oka chłopak wygląda jak rasowy Niemiec. Blond włosy, niebieskie oczy, blada skóra nie wyróżniają go z tłumu. Kiedy staje obok przyjaciela Frantza, z którym razem pracują w kancelarii prawniczej, trudno nawet podejrzewać, że dzielą ich pochodzenie i kraj dorastania. Właściwie to Michael jest tym, któremu się zazdrości. Wystarczy na niego spojrzeć. Zawsze w idealnie skrojonej marynarce, z dokładnie odprasowaną markową koszulą i drogim zegarkiem na ręku wygląda jak model zdjęty z okładki żurnal. Oto człowiek, któremu się udało.
Imigrancka przeszłość Michaela w niczym mu nie przeszkadza. Chłopak doskonale się zasymilował. Biegle włada językiem, pojął też społeczną niemiecką etykietę. Nie ma w nim tęsknoty za krajem ani łączących go z ojczyzną więzi. Poza jedną - 55-letnim ojcem (Andrzej Chyra)
, który niespodziewanie zjawia się w życiu chłopaka. Spędzają ze sobą weekend, wspólnie przechadzając się po Berlinie i rozmawiając po polsku. Michael ponownie staje się Michałkiem, co zmusi go do zadania sobie pytań o swoją tożsamość i przynależność. Ale to nie wywołane duchy przeszłości są dla Michaela wyzwaniem, tylko zderzenie ze świadomością, że od lat jedynie gra Niemca. Czy bliżej mu do Frantza, czy do Afrykańczyków, którzy samym tylko kolorem skóry zdradzają się z tego, że są napływowi?
Czwarty, najbardziej osobisty film Urszuli Antoniak, która od 25 lat mieszka w Holandii, dotyka jednego z najbardziej palących problemów współczesności, zgłębiając jego humanistyczny aspekt, bez ideologii, bez politycznych deklaracji i bez stereotypów. Reżyserka nie pochyla się nad losem imigrantów, tylko pokazuje człowieka, który wyjechał, bo chciał i mógł.
Jak mówi Urszula Antoniak:
- Zrobiłam film polityczny, ale nie w takim sensie, jak robi to Ken Loach, poprzez historię i realizm, tylko ja dodałam do tego jeszcze styl i swoją wrażliwość, bez oglądania się na realizm, w oderwaniu od niego. Krytyk z Kanady, który sam jest emigrantem, napisał, że ten film jest o tym, że biały kolor skóry nie daje gwarancji bycia zaakceptowanym. Emigranci to dziś największa nacja na świecie, która ma swoje grupy i podgrupy. Każdy emigrant do pewnego stopnia próbuje się zintegrować, bo musi, ale na "najwyższym" poziomie są ci, którzy mogą się wtopić w autochtonów. W "Pomiędzy słowami" zastanawiam się, kiedy ktoś taki, jak Michał, polski emigrant, który pojechał do Niemiec nie za pracą, tylko dlatego, że chciał być częścią Europy Zachodniej, częścią Niemiec, będzie czuł się naprawdę zaakceptowany. Bardzo wielu Polaków robi tak, że wyjeżdża i nie wraca, czyli wybiera inną kulturę, byt emigrancki. Mnie interesowało właśnie bycie emigrantem jako pewnego rodzaju stan psychiczny i życie w zawieszeniu pomiędzy przeszłością, która była w innym kraju, i teraźniejszością, która się dzieje tu i teraz, poza ojczyzną. Takie trwanie w rozkroku mocno oddziałuje na człowieka, bo tworzy samoizolację.