Recenzje"Ukryte piękno": jawny banał [RECENZJA BLU-RAY]

"Ukryte piękno": jawny banał [RECENZJA BLU‑RAY]

Porzućcie nadzieję wszyscy liczący na dobre kino. "Ukryte piękno" miało być w założeniu wzruszającą świąteczną opowieścią o szukaniu sensu życia w tragicznych chwilach. Twórcy celowali w oscarowe nuty, stawiając na łzawą historię i wielkie nazwiska. Gwiazdorska obsada rozbudziła oczekiwania widzów, chcących obejrzeć produkcję na wysokim poziomie. Niestety, końcowy efekt okazał się tak banalny, jak sam tytuł filmu i promujące go hasło: "wszyscy jesteśmy połączeni".

"Ukryte piękno": jawny banał [RECENZJA  BLU-RAY]
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Główny bohater, Howard Inlet, był pełnym energii marketingowym guru do czasu śmierci córki. Jego przyjaciele, a zarazem wspólnicy, postanawiają w zaskakujący sposób pomóc mu wyjść z depresji. Wykorzystują do tego listy, które pogrążony w żałobie mężczyzna śle do Śmierci, Czasu i Miłości. Zatrudniają trzech aktorów, by wcielili się w wymienionych adresatów korespondencji i stanęli twarzą w twarz z ich zrozpaczonym nadawcą.

Pomysł może i ciekawy, ale ostatecznie nie wyszło z tego nic dobrego. Trudno zaangażować się w opowieść od początku przepełnioną tanim sentymentalizmem. Z ekranu w niemal każdej scenie usłyszeć można mnóstwo górnolotnych zdań, niebędących niczym odkrywczym. Sztywne dialogi, wymyślone na siłę konflikty i wydarzenia nie budują wiarygodnych relacji między postaciami. Trudno też szukać pozytywów w ich zachowaniu.

Przyjaciele załamanego Howarda dopiero po 2 latach biernego obserwowania kolegi postanawiają się nim zająć. W rzeczywistości kierują się własnym dobrem, a dokładniej chęcią zysku z prowadzonej wspólnie firmy. Gdzie tu dobro bijące ze świątecznych opowieści? Nikt nie da się nabrać, że jest w tym jakiś morał. Nie da się też jednoznacznie wskazać sensu tej historii, będącej w rzeczywistości piękną wydmuszką.

Słaby scenariusz nie udźwignęły nawet gwiazdy, które na swoim koncie zapisały wiele znakomitych kreacji. Will Smith, grający przez większość filmu z jedną miną, zupełnie przeszarżował. Jego twarz "zbitego psa" chwyta za serce przez pierwsze pięć minut, potem staje się po prostu nie do zniesienia. Nic do pokazania nie miała Keira Knightley jeszcze bardziej zmanierowana niż zwykle. Podobnie jak Kate Winslet i Edward Norton, którzy wypadli tak, jakby przypadkiem trafili na plan i odbębnili swoje, idąc po linii najmniejszego oporu. Przeciętnie zaprezentowali się Michael Peña oraz Naomie Harris - po nominacji do Oscara za "Moonlight" wiemy już, że stać ją na więcej.

Przekonujący występ zapisał za to Jacob Latimore. Dla 20-latka nie był to debiut przed kamerami, chociaż, jak przyznał w materiale zza kulis filmu, przy tylu gwiazdach zżerała go trema. Niesłusznie, bo zaprezentował się lepiej od nich. Z jednym wyjątkiem, bo całe show skradła znakomita Helen Mirren. Udało się jej wybić na tle nijakich i pretensjonalnych postaci. Słynna odtwórczyni Elżbiety II wykazała się dużym dystansem do siebie, wcielając w niespełnioną aktorską diwę, której życiowym wyzwaniem staje się zagranie Śmierci.

Wbrew intencjom twórców dość szybko zapomina się, że "Ukryte piękno" dzieje się w okresie Bożego Narodzenia. Jak na świąteczną produkcję zupełnie nie czuć w niej ukochanego przez wszystkich klimatu Gwiazdki. Pokazanie kilku ujęć dekoracji i przystrojonych choinek nie załatwiło sprawy. Pomysłodawcy zapewne mieli nadzieję, że ich dzieło stanie się nową "Opowieścią wigilijną" - w końcu łatwo znaleźć między nimi podobieństwo. Nie tylko oba mają miejsce w tym samym okresie w roku, ale także wykorzystano w nich zbliżone rozwiązania fabularne. W obu filmach główny bohater musi przejść przemianę dzięki spotkaniu z trzema zjawami. Mamy do czynienia z duchami przyszłych, przeszłych i obecnych świąt, które w drugim przypadku przybierają formę Śmierci, Czasu i Miłości. To jednak nie wystarczyło, bo pod innymi względami produkcji z Willem Smithem zdecydowanie daleko do słynnej historii.

"Ukryte piękno" rozczarowuje na każdym kroku od scenariusza przez reżyserię, a na grze aktorskiej kończąc. To perfekcyjnie skrojony pod względem marketingowym produkt, który okazał się niezjadliwą pulpą komunałów. Być może ktoś będzie w stanie wyciągnąć z niej jakiś sens. Jeśli on w ogóle istnieje.

Wydanie BLU-RAY:

Mieszane uczucia budzi nie tylko sam film, ale także jego wydanie Blu-ray, zawierające zaledwie jeden materiał bonusowy. "Współczesna przypowieść: odkrywając to, co ukryte" to 15-minutowy klip, w którym twórcy i aktorzy ujawniają szczegóły fabuły, a także kulisy realizacji produkcji. Możemy usłyszeć opowieści z planu dotyczące m.in. współpracy aktorów. Na uwagę zasługuje zwłaszcza część, w której głos zabiera najmłodszy w ekipie Jacob Latimore. 20-latek wspomina niezwykłe doświadczenie, jakim był występ u boku starszych i bardziej doświadczonych kolegów po fachu.
Specjalny materiał dostępny jest w wersji oryginalnej z polskimi napisami. Film oglądać za to można także z lektorem.

Ocena: 3/10

Obraz
© Materiały prasowe
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)