W porównaniu ze "Spidermanem 2" to podstawówka
Pełnoekranowa wersja jednego z fenomenów popkultury USA, tam porównywalna popularnością ze "Spidermanem". Nad Wisłą znana jedynie zagorzałym sympatykom komiksów Marvela, gier komputerowych i animowanych serii telewizyjnych.
Film, do którego przymierzano się dziesięć lat, rodził się w bólach, a scenarzystów i kandydatów zmieniano częściej niż dama rękawiczki. Niestety, tytułowa fantastyczna czwórka nie jest wcale tak fenomenalna, jak mogłoby się zdawać, podobnie jak zapowiadane jako pionierskie efekty specjalne.
04.12.2006 18:08
W porównaniu z takim "Spidermanem 2" to już w ogóle podstawówka. A szkoda, bo materiał wyjściowy był obiecujący.
Główni bohaterowie to młodzi astronauci, którzy na skutek przypadkowego napromieniowania zmieniają się w superbohaterów. Reed Rochars to teraz człowiek guma (Mr. Fantastic), Sue Storm znika, kiedy tylko chce, jej brat Johny Storm płonie na życzenie, a Ben Green to wielgaśny gościu o konsystencji i wyglądzie skały.
Zamiast jednak skrywać swoją tożsamość, zamieniają się w marudne gwiazdy show-biznesu, które bronią ludzkość głównie dla sławy i blichtru. A jest przed czym bronić - złowrogi Doctor Doom ma wobec nich i świata swoje własne plany.
Miał być wielki hit, a wyszło tak sobie. Akcji w tym jak na lekarstwo (głównie w końcówce), a w Polsce dodatkowo pogorszono efekt dubbingiem, który obniżył pułap wieku przeciętnego widza do 7 - 10 lat, potęgując i tak już spory infantylizm tej produkcji.
W wersji DVD możemy sobie go na szczęście wyłączyć. Czekamy na sequel, który już powstaje.