Wałęsa jak Lincoln?
Już po pierwszych weneckich pokazach porównywano tę kreację z oscarową rolą Davida Day-Lewisa w "Lincolnie".
Więckiewicz dźwiga na swoich barkach cały film. Pojawia się niemal w każdej scenie, wiernie odtwarzając sposób mowy i ruchów Wałęsy, jego idiosynkrazje, wreszcie – ambiwalentny charakter. Co prawda film ma trochę charakter pomnika, ale Więckiewiczowi i Wajdzie udało się ten pomnik odbrązowić.
Niemała w tym zasługa scenariusza Głowackiego, który w wielu momentach obśmiewa szaroburą rzeczywistość PRL-u. Głowacki wciska też w usta Wałęsy błyskotliwe teksty: jak ten, kiedy odmawia współpracy z ubekami, granymi przez Zbigniewa Zamachowskiego i Cezarego Kosińskiego, czy próby ustawienia rozmowy z Orianą Fallaci (Maria Rosaria Omaggio) – ten wątek jest zresztą fabularną osią filmu.
Więckiewicz zgarnie za rolę wszystkie nagrody, ale zasłużenie. To kreacja wybitna, kompletna, autentyczna od początku do końca, zagrana bez fałszywych nut. Nie bez kozery mówi się, że aktor jest lepszym Wałęsą niż oryginał.