Trwa ładowanie...
d2ytoal
14-04-2010 17:18

Wampiry bez zębów

d2ytoal
d2ytoal

Wampiryczny biznes dotarł w końcu nad Wisłę. Skoro ze wzmożonego popytu na krwiopijców czerpać mogą Amerykanie ("Czysta krew", "Zmierzch"), Duńczycy ("Pozwól mi wejść"), a nawet Koreańczycy ("Pragnienie"), to dlaczego nie my? Polski akcent miał być o tyle ciekawy, że temat wziął na warsztat tuz wielopokoleniowej komedii, Juliusz Machulski. Niestety, humor jest największą ze wszystkich niespełnionych obietnic jego filmu.

Zaczyna się całkiem obiecująco. Efektownie animowana, mocno burtonowska czołówka zgrywa się z chwytliwym motywem Michała Lorenca, kadry z kolei sugerują pewną gatunkową samoświadomość. Ale początkowe wrażenie dość szybko rozmywa się na poczet telewizyjnego bezsmaku. Sterylna kamera, powtarzany z uporem motyw przewodni, ugrzeczniony język... Po krótkiej chwili "Kołysanka" jest już tylko niegroźną familijną opowiastką, której zębiska są nader mizerne, a kręgosłup swoje przeszedł. Być może przyczyn takiego stanu należy doszukiwać się w telewizyjnym rodowodzie całej produkcji, która początkowo miała być serialem? Na kilkuodcinkową opowieść nie starczyło pieniędzy, na 90-minutową - scenopisarskiego polotu.

"Kołysanka" to męczący impas; zbiór niemrawych gagów, których zadziwiająca konsekwencja wyraźnie pozbawiona jest propozycji konkretnego rozwoju. W szopie Makarewiczów znikają kolejni goście i ich auta, ale nie stanowi to żadnego punktu wyjścia do ożywienia, czy wręcz ukierunkowania fabuły. Groteska? Farsa? Dramat? Majaczy gdzieś chęć przeciwstawienia się oczekiwaniom widza, ale takiego ryzyka Machulski nie podejmuje. Nietypowa codzienność wampirycznej familii pełni tu więc jedynie rolę etapu przejściowego, swą powtarzalnością mającego wymóc decyzję o przeprowadzce do stolicy. Dziwi to o tyle, że spory margines komedii (?) Machulskiego pozostaje niezagospodarowany.

W efekcie, miast intrygującą polemiką z gatunkiem, "Kołysanka" staje się raczej typowo przaśną opowiastką o polskiej wsi. Celebracja jej uroków jest tu co prawda dość przewrotna, ale na jedno wychodzi - prowincją rządzą zabawni księża i ciamajdowaci policjanci, wspomagani przez tabun pijaczków i przekupek. Mieszczuchy to oczywiście zło ostateczne - jeśli akurat nie chcą wykupić ziemi pod hotel, to wpychają się z kamerą do stodoły. Nic dziwnego, że Makarewiczowie wolą ssać ich krew.

d2ytoal
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2ytoal