Warto budzić się i zmartwychwstawać każdego dnia. Wywiad z Bartłomiejem Topą
Aktor – instytucja. Kiedy w obsadzie pojawia się jego nazwisko, wiadomo już, że mamy do czynienia z produkcją na najwyższym poziomie. Tym razem, po latach grania policjantów i detektywów, wciela się w postać zwykłego człowieka, który umiera i… wstaje z grobu. Bartłomiej Topa opowiedział nam o pracy na planie premierowego serialu CANAL+ "Powrót", o pielęgnowaniu relacji międzyludzkich i o możliwościach, jakie niesie za sobą tzw. nowe otwarcie.
Agnieszka Adamska, Wirtualna Polska: Nowy serial CANAL+ "Powrót" to niezwykła opowieść o stracie, nowym początku i odkrywaniu tego, co w życiu naprawdę istotne. Jakie myśli towarzyszyły panu podczas czytania scenariusza tej produkcji?
Bartłomiej Topa: Kiedy przeczytałem ten tekst, a reżyser Adrian Panek i scenarzysta Krzysztof Rak zaprosili mnie na zdjęcia, pomyślałem, że to będzie wyzwanie – także moje wyzwanie, z którym zmagam się na co dzień, bo przecież każdy z nas czasem myśli o śmierci i o tym, co będzie później. Zadałem Adrianowi pytanie, kim jest mój bohater, na co odpowiedział: "To jest gość 1:1. Budzi się, wstaje, wychodzi z trumny i zaczyna nowe życie".
Ten serial jest o nowym otwarciu, którego sam chciałbym doświadczać na co dzień, budząc się po nocy. Mimo że spotykamy tych samych ludzi, przebywamy w tych samych miejscach, to jednak za każdym razem ulegamy wielu procesom, które definiują nas w zupełnie inny sposób. Tylko o naszej matrycy, którą nakładamy na rzeczywistość, świadczy to, czy następujące po sobie zdarzenia są nowe, czy nie. Tak samo było z moim bohaterem Janem, który wychodzi z grobu, co już samo w sobie świadczy o wyjątkowości tej historii. Dotychczas zmartwychwstania doświadczył przecież tylko jeden facet, dwa tysiące lat temu.
Dlatego też przypuszczam, że proces przygotowań do tej roli był dużym wyzwaniem. Jak budował pan postać człowieka, który wraca z zaświatów?
Kontekst był dla mnie jasny. Mój bohater dostaje drugą szansę, by naprawić swoje błędy – zarówno te, które popełnił w domu i w relacjach z rodziną, jak i te, które zdarzały mu się w pracy lub w kontaktach z przyjaciółmi. O wielu elementach tego procesu na razie nie będę mówił, bo czekam, aż widzowie zobaczą te sceny i sami będą doświadczać emocji towarzyszących wielkiej podróży Janka.
Myślę, że jeżeli jesteśmy autentyczni w swoich postawach wobec zdarzeń, które nas spotykają, to z pewnością możemy to w pewnym sensie nazwać zmartwychwstaniem albo też stanem po zmartwychwstaniu, bo dzięki temu próbujemy poprawić jakość swojego życia. O to przecież chodzi – o budowanie trwałych więzi z bliskimi, o dążenie do zadowolenia z siebie i z otaczającego nas świata. I o tym właśnie subtelnie mówi mój bohater. To nie jest serial, któremu towarzyszą fajerwerki, pościgi i trzymające w napięciu sceny akcji.
Chyba można zaryzykować stwierdzenie, że "Powrót" to serial o relacjach.
Tak jest! My jesteśmy bardzo nieudolni w tej materii, bo nie uczymy się tego w szkołach. Nie umiemy nazywać emocji, nie wiemy, jak opisywać spektrum smutku czy rozgoryczenia. Nauka o biologii, barwach i strukturze świata jest piękna i ważna, ale najistotniejsze są relacje, które w nim budujemy.
Powrót pana bohatera z zaświatów ma słodko-gorzki smak. Zyskał życie, ale stracił wszystko, co dotychczas posiadał. Z bólem odkrywa, że nie ma do czego wrócić…
I bardzo za tym tęskni. Zresztą, nie tylko on – jego żona także. Ale ten serial pokazuje także przeżywanie straty z zupełnie innej perspektywy, z odwagą i poczuciem wolności. Na przykład odrzucamy stereotypowe myślenie o kobietach w trakcie żałoby. To daje nowe szanse i możliwości, jednak dla wielu osób taka zmiana jest wciąż trudna do zaakceptowania.
Pana filmowa żona ma wyrzuty sumienia, że zamiast nosić czerń i opłakiwać męża, rzuciła się w wir towarzyskich wrażeń.
Ale jeżeli pojawia się taka potrzeba i doświadczenie straty zmusza nas do tego, żeby zweryfikować swoje dotychczasowe życie, to dlaczego tego nie robić? Przecież będąc w tych trudnych relacjach, nie jesteśmy w stanie odsunąć się i zobaczyć problem z innej perspektywy, bo wciąż poruszamy się po swoich wydeptanych ścieżkach, które wydają nam się bezpieczne i komfortowe. Sztuką jest opuścić tę strefę komfortu i przyjrzeć się swoim związkom z dystansu.
Pana bohater boleśnie uświadomił sobie, że jakość jego relacji pozostawiała jednak sporo do życzenia. Pomyślałam, że trudno byłoby mi się cieszyć nowym życiem, gdybym odkryła, jak szybko bliscy po mnie posprzątali…
Janek też przeżywa ten fakt, ale jednocześnie uczy się postępować w zupełnie inny sposób, stara się naprawiać dawne błędy. Zobaczymy, jak dalej będzie się rozwiać jego nowe życie. Sam jestem tego ciekaw i chciałabym zobaczyć, jaką jakość będą miały jego relacje po tak nieprawdopodobnym doświadczeniu, które go spotkało.
Zalążek nowej relacji bohatera widoczny jest już w drugim odcinku, choć trudno na razie wywnioskować, jaki charakter ma znajomość Janka z młodą dziewczyną z piekarni – czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?
Chyba jedno i drugie, ale w bardzo otwartej perspektywie. Myślę, że każde z nich jest świadome rodzących się uczuć – w ten sposób Janek stara się doświadczać życia na nowo, ze świeżym spojrzeniem i z nową jakością. Kolejny raz to powtarzam, więc może właśnie pochwała nowej jakości życia powinna być mottem tego serialu? (śmiech)
Często wypieramy temat śmierci i zmartwychwstania, a te problemy towarzyszą nam przecież codziennie. W serialu mówimy o trudnych, poważnych tematach w nieco lżejszy sposób, z dowcipem i aurą komediowości. Przykład mojego bohatera pokazuje też, że budowanie dobrych, trwałych relacji jest kluczem do szczęścia. Ale to także kwestia ustawienia priorytetów i wartości, którymi się kierujemy w życiu.
W pamięci utkwiła mi szczególnie jedna scena z serialu, gdy bohater biegnie przez całą Warszawę, ciesząc się odzyskanym życiem. To zachowanie Janka pokazuje, że najbardziej doceniamy to, co w życiu tracimy.
Wielu jest takich świrów na ulicach, którzy się cieszą, nie wiadomo z czego (śmiech). A to jest właśnie ich perspektywa, ich wszechświat. Podążając ich tokiem myślenia, możemy się wiele nauczyć. Takich wszechświatów jest mnóstwo, one się nakładają, to są nici zdarzeń, które powodują, że jak coś wymyślimy, to to się stanie – prędzej czy później. Projektujemy swoje życie na uśmiechu, radości, frajdzie albo na rozgoryczeniu, smutku, frustracji i lęku, a każda z tych emocji potem istotnie wpływa na nasze doświadczenia. Ale żeby się na to zdecydować, musimy zdawać sobie sprawę, że mamy wybór i możemy skorzystać z różnych rozwiązań.
Myślę, że praca aktora to taki rodzaj działalności, gdzie najważniejsze są emocje, uczucia, obserwacje, umiejętność rozmowy, współpraca. Tu wciąż uczymy się siebie, dowiadujemy się wiele na swój temat, a także na temat otaczających nas ludzi. Dlatego tak bardzo sobie cenię, że mogę pracować i rozwijać się w tym zawodzie.
W jednym z wywiadów na pytanie, co jest najbardziej ekscytujące w pracy nad filmem, opowiedział pan: "Tajemnica, jaką niosą ze sobą postacie. Niespodziewana sytuacja, w obliczu której stają, zmiany ich osobowości". W życiu pana bohatera już zaszły ogromne zmiany. Na razie ukrywa swój wielki powrót, z uznanego specjalisty ds. ubezpieczeń stał się piekarzem, poznał smak samotności. A jednak mam wrażenie, że kroczy tą nową drogą bardzo odważnie.
Praca w piekarni jest jakimś luźnym nawiązaniem do chleba chrystusowego, który mój bohater piecze, rozmnaża i którym karmi. Te wszystkie czynności, których się podejmuje, są nacechowane refleksją i uśmiechem. Wokół niego dzieją się różne rzeczy, które obserwuje z uwagą i zainteresowaniem. Na przykład jeździ z Hindusami i rozwozi jedzenie, pomiędzy kolejnymi dostawami potrafi tańczyć i śpiewać w ich towarzystwie, zatrzymuje się przy jednym z domów, by zjeść z klientem kawałek pizzy, gdy ten go o to prosi. Odkrywa, jak wielką wartość ma kontakt z drugim człowiekiem i tym samym zachęca nas do pielęgnowania relacji z bliskimi, a także do uważności na otoczenie. Nie warto od tego uciekać, bo kiedy znajdziemy się w miejscu, gdzie już nie ma odwrotu ani szans na naprawę błędów, będziemy tego żałować. Wiele jest takich historii, gdzie ludzie na łożu śmierci ubolewają, że nie porozmawiali z najbliższymi, kiedy był na to czas.
Albo przepraszają za wszystkie błędy, które popełnili…
A dlaczego nie robić tego teraz? Umierajmy codziennie! Budźmy się i zmartwychwstańmy każdego dnia, żeby na nowo odkrywać piękno życia i budować lepszą jakość relacji z innymi – szczególnie w tej dramatycznej sytuacji zewnętrznej, za którą już niedługo zapłacimy wysoką cenę. To nieprawda, że ten konflikt nas nie dotyczy – jesteśmy w nim tak samo jak inne kraje i nas też dotyka to samo cierpienie.
I właśnie teraz seriale takie jak "Powrót" działają na widza wyjątkowo pokrzepiająco.
Zdecydowanie tak, bo pokazują rzeczywistość z dystansu, z przymrużeniem oka. Dzięki szczypcie humoru łatwiej nam oswoić temat przemijania i śmielej myśleć o tym, co nas czeka po śmierci.
Wspomniana przez pana scena z pizzą miała w sobie bardzo wiele smutku – w zachowaniu starszego pana, który zamówił posiłek z dostawą do domu, widać było dojmującą samotność i pragnienie kontaktu z drugim człowiekiem. Ale ten problem dotyka także pana bohatera. Wraca do życia w tajemnicy przed bliskimi, swój sekret dzieli tylko z najbliższym przyjacielem.
To jest trudne nie tylko dla Janka, ale także dla każdego z nas – rodzimy się i umieramy samotnie. Nawet jeżeli mamy wokół siebie bliskich, to ten proces musimy przejść samodzielnie. Mój bohater jest samotny i pełen tęsknoty. Obserwuje z oddali swoją rodzinę, marząc o ponownym spotkaniu z nimi, które – mam nadzieję – w końcu dojdzie do skutku.
Niewiele widomo o przeszłości Jana. Wiemy jedynie, że ma żonę, nastoletnią córkę, a przed śmiercią prowadził prężnie działającą firmę ubezpieczeniową. Mimo to w jednej ze scen mówi: "Spierdoliłem swoje życie".
Tak! Bo nie zatrzymywał się – był skupiony tylko na pracy. Jego zawał był skutkiem braku troski o siebie i swoje potrzeby. Nie bez powodu pracował też w takiej branży – sam chciał się ubezpieczyć, bo był przepełniony lękiem, obawiał się tego, co przyniesie mu życie. Jego relacje z rodziną były nijakie. Nie rozmawiał z żoną i córką, nie pochylał się nad ich problemami. Ile jest dziś takich rodzin, w których ludzie praktycznie się nie znają? To samo dotyczy związków – najpierw czujemy motyle w brzuchu, ale potem przychodzi rutyna i przestajemy się zauważać. Myślę, że o tym też jest ta historia – żeby w końcu się zatrzymać.
Jednak obserwując Jana i jego żonę w pierwszych trzech odcinkach, trudno nie zauważyć, że zamiast odbudować więzi, szukają szczęścia w innych relacjach i przez co jeszcze bardziej się od siebie oddalają.
Tak, to są obecnie wolne jednostki, które o tym, czy chcą być ze sobą, zadecydują z czasem. Chciałbym, żeby podjęli tę decyzję świadomie, a nie z przymusu, bo tak należy, bo takie są normy bycia i życia. Niech to będzie ich wybór, ale żeby mogli wybierać, muszą też doświadczać. W życiu nic nie jest przesądzone – to pociąg pełen doświadczeń, które zabieramy ze sobą. I nawet jeżeli podejmiemy konkretną decyzję, zawsze możemy jeszcze zmienić zdanie i pójść w innym kierunku…
Premiera serialu "Powrót" odbyła się 15 kwietnia br. na CANAL+ PREMIUM oraz online, na canalplus.com.