Wiśniewski: W Krystynie Feldman mieszkał pokój i zachwyt nad światem
W Krystynie Feldman mieszkał pokój i zachwyt nad światem, mimo że jako bardzo inteligentna kobieta zdawała sobie sprawę ze zła i dramatyczności świata - powiedział Janusz Wiśniewski, dyrektor Teatru Nowego im. Tadeusza Łomnickiego w Poznaniu, w którym grała zmarła w środę aktorka.
"Była przez nas słuchana, lubiliśmy przebywać z nią, z jej opowieściami. Miała radosną pracę zwieńczoną sukcesami. Na jej monodram ('I to mi zostało' w reż. Roberta Glińskiego) mamy na dwa miesiące wyprzedane bilety. I miała popularność, którą ją trochę męczyła, ale cieszyła się, że ludzie w tramwaju, na ulicy są tak życzliwi w stosunku do niej. I nic nie zapowiadało, że to będzie już, tak nagle" - powiedział Wiśniewski.
Wspominał, że Feldman prywatnie była bardzo skromną osobą, a na co dzień w pracy - bardzo pokorną.
"Nie spóźniała się nigdy, zawsze wiedziała, kiedy się wyciszyć przed wyjściem na scenę, kiedy powtórzyć tekst" - opowiadał Wiśniewski.
Jak ujawnił dyrektor poznańskiego Teatru Nowego, kilka dni temu Krystyna Feldman wyjawiła swojej przyjaciółce, garderobianej, że chciałaby być pochowana w kostiumie, w którym występowała w swojej ostatniej sztuce-monodramie "I to mi zostało".
"Pochowamy ją oczywiście w tym kostiumie" - zapewnił.
Wiśniewski powiedział, że Krystyna Feldman codziennie albo była w teatrze, albo dzwoniła i mówiła, co robi, gdzie wyjeżdża. Aktorów Teatru Nowego zaniepokoiło to, że od dwóch dni Feldman nie odzywała się.
"Dzisiaj zaczęliśmy telefonować, pukać do jej drzwi, w końcu wieczorem, w asyście policji, ślusarz otworzył drzwi jej domu. Znaleźliśmy ją leżącą na ziemi. Nic tego nie zapowiadało" - mówił Wiśniewski.