"Wszystkie nasze strachy". Zwycięzca 46. FPFF w Gdyni. Dlaczego Polska boi się gejów? [RECENZJA]
Czy film o artyście geju z małej miejscowości może być uniwersalny? Okazuje się, że może trafiać w sedno naszych polskich bolączek. "Wszystkie nasze strachy" to najbardziej aktualny film tegorocznego festiwalu w Gdyni. A do tego przejmujący do bólu.
Film "Wszystkie nasze strachy" to opowieść o artyście Danielu Rycharskim, który mieszka i tworzy w swojej rodzinnej wsi. Produkcję wyreżyserował wraz z Łukaszem Guttem Łukasz Ronduda, kurator Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, który tworzył już wcześniej fabuły o artystach ("Performer" o Oskarze Dawickim i "Serce miłości" o Wojciechu Bąkowskim i Zuzannie Bartoszek). Idąc na seans, spodziewałam się artystycznej wizji, nieco odległego świata, którego nie znam i do którego mogę zajrzeć dzięki temu filmowi, a później odejść i pewnie zapomnieć. Dostałam opowieść o nas, Polakach. Bardzo aktualną i przejmującą do bólu. To był seans, na którym połowa sali ocierała łzy.
Daniel Rycharski, w którego wciela się Dawid Ogrodnik, jest mocno zaangażowany w życie swojej wsi. Tworzy kapliczki, które stawia przy drogach, by ludzie mogli się przy nich modlić, spotyka się z nimi w kościele, ale i imprezuje w nocy przy ognisku. Co jakiś czas przyjeżdża do niego kurator z warszawskiej galerii, by sprawdzić, co nowego stworzył. Oprócz tego Daniel jest wyoutowanym gejem.
Wydaje się, że nikt nie ma z tym problemu. Ale nieopodal mieszka nastolatka, która jest lesbijką. Na niej skupiają się frustracje i homofobiczne zapędy okolicznych mieszkańców. W końcu dziewczyna nie wytrzymuje szykan i wiesza się na drzewie. Pogrążony w rozpaczy Daniel ścina to drzewo i robi z niego krzyż. Proponuje mieszkańcom, by przeszli z nim drogę krzyżową dla zmarłej. Ale nikt nie chce tego zrobić. Ani ksiądz, ani rodzice, ani ci, którzy prześladowali dziewczynę. Między nim a resztą mieszkańców wsi rosną napięcia i potęgują się konflikty.
W rzeczywistości to samobójstwo nie wydarzyło się w Kurówku, w którym mieszka Rycharski. Ale wydarzyło się i nadal dzieje w wielu innych miejscach w Polsce. Krzyż też powstał naprawdę. I choć "Wszystkie nasze strachy" momentami ocierają się o patos, trafiają prosto w nasze polskie bolączki. Nie wskazują winnych, ale uświadamiają, że za homofobię i wykluczenie niektórych grup społecznych odpowiadamy wszyscy. A wykluczona jest nie tylko społeczność LGBT, ale i między innymi społeczność wiejska.
Film Rondudy świetnie oddaje istotę dzieł Rycharskiego. Swoją sztuką chyba bardziej niż jakikolwiek inny artysta w Polsce próbuje budować mosty. I robi to skutecznie. Również "Wszystkie nasze strachy" zamiast szukać winnego czy źródła zła, wolą skupić się na tym, co mogłoby zaleczyć trawiące nasze społeczeństwo problemy.
"Wszystkie nasze strachy" to też film o żałobie. Żałobie po nastolatkach LGBT popełniających samobójstwa z powodu wykluczenia. Nasze społeczeństwo powinno ją w końcu przepracować. Ale ten proces nie może się zakończyć, dopóki dzieciaki nie przestaną być prześladowane. Dopóki nie będą bezpieczne.