Wywiad z Mią Farrow
Sławę zyskała rolą w „Dziecku Rosemary” (1968) Romana Polańskiego. Kolejnym ważnym etapem jej życia było małżeństwo z Woody Allenem. Będąc przez 10 lat jego muzą zagrała min. w: „Zelig”, „Purpurowa róża z Kairu”, „Hannah i jej siostry”, „Wrzesień”, „Inna kobieta”, „Nowojorskie opowieści”, „Zbrodnie i wykroczenia” i „Mężowie i żony”.
Co przekonało panią do udziału w częściowo animowanym projekcie?>
Trzy rzeczy: Luc Besson, Luc Besson, Luc Besson! Kiedy miałam się z nim spotkać, byłam przekonana, że równolegle rozmawia o tym projekcie z wieloma aktorkami. Byłam więc kompletnie zaskoczona, że podczas naszego pierwszego lunchu zaproponował mi rolę. Jestem miłośniczką filmów Bessona, szczególnie „Leona Zawodowca” i „Joanny D’Arc”. Jego widzenie świata jest mi bardzo bliskie. Kiedy zobaczyłam zdjęcia filmowej farmy, zdębiałam, bo przypominała mój dom w Connecticut! Poza tym, jako samotna matka, dobrze rozumiałam postać babci samotnie wychowującej wnuka.
W filmie wyczuwa się bliskość między panią a Freddim.
Rzeczywiście bardzo się zbliżyliśmy, spędzaliśmy ze sobą dużo czasu na planie, razem jadaliśmy posiłki i odkrywaliśmy uroki plaż w Normandii. Freddie ma wiele zalet, jest doskonałym aktorem i wspaniałym kompanem.
Jak opisałaby pani pracę Bessona?
Osobowość Bessona ma bardzo różne aspekty: niektóre dość przerażające. Posiada absolutnie doskonałą wiedzę o filmach i ma wiele serca dla aktorów, którzy przy nim zyskują pewność siebie. Nie wiem, czy wyreżyserował kiedyś jakąś komedię, ale na pewno ma do tego smykałkę.
Co sądzi pani o połączeniu animacji z filmem aktorskim?
Nie jestem fanem kreskówek i byłam bardzo ciekawa, jak to wypadnie. Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania!