Zapomnijcie o amerykańskiej sztampie. Polska szaro-bura świąteczna komedia deklasuje rywali
Magia świąt nachalnie atakuje nas w sklepach, na ulicach, w telewizji i radiu. Bożonarodzeniowe pułapki czyhają też na platformach streamingowych. Utaplana po pachy w produkcjach niewartych waszego czasu, wybrałam to, co na Netfliksie umili wam trawienie karpia, kutii i pierożków. I nie wywoła upiornych ciarek żenady.
21.12.2022 | aktual.: 22.12.2022 18:25
Już od kilku lat Netflix zabiega o to, abyście nawet przez moment nie pomyśleli w okresie okołoświątecznym o "Kevinie samym w domu", "To właśnie miłość" czy "Holiday". Rok w rok na tej platformie pojawia się kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt zupełnie nowych tzw. filmów i seriali świątecznych. Najczęściej magią światełek i prószącego śniegu widzowie wabieni są już na przełomie października i listopada. Co więcej, streamingowy gigant wśród bożonarodzeniowych propozycji ma nawet programy rozrywkowe o wypiekach czy przystrajaniu domu.
Czy wszystkie produkcje, które pojawiły się w 2022 r. na Netfliksie, są warte waszego czasu? Czy umilą świąteczne przygotowania lub błogą sjestę po pierożkach i makowcu? I tak i nie. Netflix ma to do siebie, że specjalizuje się w serialach i filmach, które w ubiegłym roku nazwałam "bezkształtną bożonarodzeniową masą". Widziałam większość tych produkcji. Wiem, szaleństwo i wielu seansów żałuję.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Romantycznie, świątecznie, słodko i absurdalnie
Nie będę zgrywać krytyka filmowego w czarnym golfie, który ogląda z rozrzewnieniem niezależną, artystyczną kinematografię i mlaska z niezadowoleniem przy mainstreamowych blockbusterach. Lubię produkcje, przy których można się zrelaksować, pooglądać wybuchy, zanurzyć się w banalne i ckliwe historie, a nawet wysłać mózg na wakacje i po prostu cieszyć się seansem.
Choć jestem widzem wyrozumiałym, zwłaszcza w kategorii produkcji świątecznych, natrafiłam w tym roku na film, którego nie dokończyłam. Seans "Wierzę w Mikołaja" to rozrywka podwyższonego ryzyka. W świątecznej aurze dwoje ludzi zakochuje się w sobie. Jedno z nich kocha Boże Narodzenie, drugie nienawidzi.
"Wierzę w Mikołaja" to niewydarzona mutacja "Romea i Julii", w której pomiędzy kochankami staje okoniem odmienne postrzeganie świąt. Problem w tym, że każda scena w tej romantycznej komedii była absurdalna, przerysowana, przesłodzona, niedofinansowana i fatalnie zagrana.
Zobacz także
Nawet znana twarz nie uratuje bzdurnego bubla
W drugim tygodniu listopada na Netfliksie pojawiły się dwie bożonarodzeniowe produkcje, którymi być może chciano zagrać na sentymentalnej strunie milenialsów. W obu tych filmach zagrały bowiem dziecięce i nastoletnie gwiazdy z lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych.
Pierwsza z propozycji to "Niezapomniane święta" z powracającą Lindsay Lohan w roli głównej. Aktorka wciela się w Sierrę Belmont, czyli odklejoną od rzeczywistości celebrytkę-dziedziczkę hotelowej fortuny. To akurat wydało mi się dość zabawne, ponieważ w przeszłości Lohan przyjaźniła się i ostro balowała z Paris Hilton.
Bogaczka spotyka na swojej drodze wdowca z problemami finansowymi, na którego nie zwraca najmniejszej uwagi. Pojawiają się jednak okoliczności, które sprawiają, że w bożonarodzeniowej aurze jest na niego skazana, zakochuje się w nim i zupełnie odmienia swoje życie. Film bezpardonowo wyśmiewa influencerów i instagramerów. Jest kiczowaty i przewidywalny, a jednak znalazł się w czołówce najchętniej oglądanych świątecznych filmów w tym roku. Magia świąt czy Lindsay Lohan w niezłej formie?
Druga, bliźniaczo podobna do "Niezapomnianych świąt" produkcja to "Święta z tobą". Tu w klasycznej historii księżniczki i żebraka producenci postanowili wykorzystać komediowy potencjał Aimee Garcii (czyli Elli Lopez z "Lucyfera") i urok podstarzałego Freddiego Prinze Jr. ("Cała ona", "Koszmar minionego lata").
W mojej opinii pomiędzy wypaloną latynoską gwiazdą pop i "zwykłym" gościem nie ma chemii, wiarygodnej relacji i magii. Mierżących aspektów w tej produkcji jest jednak znacznie więcej, a wśród nich fatalne aktorstwo, niespójny scenariusz i nienaturalne dialogi. Zdaje się jednak, że swój cel twórcy osiągnęli, bo w Stanach ta komedia romantyczna była hitem.
Polski szaro-bury film rozwala system
Choć jest to zjawisko rzadkie, na Netfliksie pojawiają się produkcje świąteczne, które mają sensowną fabułę i aktorów z podstawowymi umiejętnościami. Do "Dzienników Noel" podchodziłam z rezerwą. Nieziemsko przystojny, stylowy, ultra bogaty pisarz w okresie bożonarodzeniowym dowiaduje się, że jego mama umarła. Ze statusem lokalnej gwiazdy wraca do rodzinnego miasteczka, gdzie okrywa rodzinną tajemnicę z piękną nieznajomą.
"Dzienniki Noel" to zgrabnie opowiedziana i umiejętnie zagrana historia, która was wciągnie, a może nawet momentami zaskoczy. A nawet jeśli nie, to bardzo przyjemnie pooglądać zawsze świetnie ubranego Jake'a Turnera, w którego wciela się Justin Hartley znany m.in. z serialu "Tacy jesteśmy".
W tym roku na Netfliksie znalazłam swojego nowego "Kevina" i jest to polska produkcja "Jeszcze przed świętami". Byłam zaskoczona i zachwycona aktorstwem, wartkim scenariuszem i niezłymi dialogami. Śmiałam się właściwie cały czas, miałam też momenty wzruszenia. Matczyna bezradność, niezłomność, wielkoduszność i pogoda ducha Marysi (w tej roli cudowna Monika Frajczyk) chwytały mnie za serce.
Zupełnie zapomniałam, że to właściwie świąteczna komedia romantyczna. Dzieje się przed i w trakcie Bożego Narodzenia, ale jak to często w Polsce bywa, nie ma śniegu, świecidełkowatego blichtru i pompy. Bohaterowie wyglądają jak prawdziwi ludzie, a nie odlani z pleksi instagramerzy. Kupuje w tym filmie absolutnie wszystko i z pewnością do niego wrócę. Chociażby dla sceny firmowej imprezy świątecznej.
Dla osób, którzy na kanapie zalegną nieco dłużej, Netflix przygotował dwa niezłe seriale. "Świąteczna burza" opowiada o ludziach, którzy tuż przed świętami utknęli na lotnisku. Nie jest to klasyczna komedia romantyczna, choć pojawiają się w niej wątki miłosne. Wśród bohaterów jest m.in. znany pianista, przystojny pilot, gwiazda pop, skonfliktowane małżeństwo, bogaczka, kierowca taksówki, porzucony piesek i mężczyzna pracujący jako Święty Mikołaj. Każdy ma swoją historię, trudne doświadczenia, za czymś tęskni i czegoś pragnie.
"Świąteczna burza" zbiera świetne recenzje wśród krytyków i internautów na całym świecie. I nic dziwnego. Wzruszający, momentami zabawny, skłaniający do refleksji. Boże Narodzenie jest tu jedynie tłem, pretekstem do opowiedzenia wiarygodnych i wciągających historii, z którymi możemy się utożsamiać.
Drugi świąteczny serial Netfliksa to włoska wersja norweskiego "Faceta na święta", którego uwielbiam. Gianna z "Nienawidzę świąt" to kopia Johanne, przeniesiona na włoski grunt. Te same relacje, znów to samo kłamstwo i identyczne romanse. Obie produkcje zaczynają się też jednakową sceną.
Choć podobieństwa są uderzające i miejscami irytujące, oba seriale dzielą znaczące różnice kulturowe. W "Nienawidzę świąt" twórcy pozwalają sobie na żarty i testy, które nigdy nie przeszłyby w poprawnym "Facecie na święta". Zupełnie inaczej pokazane są też sceny intymności, włosi najwyraźniej są bardziej pruderyjni. Trzeba jednak przyznać, że urokliwa Wenecja rekompensuje nieco fakt, że przygody Gianny to po prostu kopia doskonałego oryginału.
Magda Sawicka, dziennikarka Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o "Wednesday", czyli najpopularniejszym serialu Netfliksa ostatnich tygodni, najlepszych (i najgorszych) filmach świątecznych oraz przeżywamy finał 2. sezonu "Białego Lotosu". Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.