Zamachowskiemu do dziś wstyd za rolę. Salwy śmiechu w sali kinowej
Mija 20 lat od premiery polskiego "Wiedźmina". Do dziś Zbigniew Zamachowski wspomina tę produkcję z zażenowaniem. W wywiadzie-rzece "Zbyszek przez przypadki" tłumaczy dlaczego.
01.09.2021 11:06
Dwie dekady temu widzowie i krytycy nie zostawili na polskim "Wiedźminie" suchej nitki. Wyśmiewano scenariusz, kostiumy i efekty specjalne. Krytykowano też wybór obsady. Nie oszczędzono nawet aktorki wcielającej się w Ciri, chociaż miała wtedy zaledwie 10 lat.
- Byłem załamany, nie ma co się oszukiwać. Trzeba by mieć skórę słonia, aby się nie przejąć. Liczyłem trochę na to, że serial będzie się podobał wszystkim. Nie zdawałem sobie rzeczywiście sprawy, jak bardzo ważny emocjonalnie temat podjąłem - mówił po latach w rozmowie z Magdaleną Drozdek reżyser "Wiedźmina" Marek Brodzki.
Dziś, gdy wersja Netfliksa z Henrym Cavillem w tytułowej roli odniosła światowy sukces, na rodzimą produkcję patrzy się z pewną dozą sentymentu i pobłażliwości. W końcu niski budżet jest powszechną bolączką polskiego kina, a głównych bohaterów zagrali przecież wybitni aktorzy.
Zbigniew Zamachowski, który w "Wiedźminie" sportretował Jaskra, był od zawsze wymieniany jako jeden z jaśniejszych punktów produkcji. Mimo to ciąży mu ona do dziś.
Do księgarni trafił właśnie wywiad-rzeka przeprowadzony z Zamachowskim przez Beatę Nowicką. W "Zbyszek przez przypadki" aktor opowiada o dzieciństwie, dorastaniu, szkole aktorskiej i pracy z największymi osobistościami kina. Oczywiście nie mogło zabraknąć pytań o "Wiedźmina".
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak prezentujemy fragment książki "Zbyszek przez przypadki".
Rok po premierze "Ogniem i mieczem" znalazłeś się na planie filmu i serialu "Wiedźmin" w reżyserii Marka Brodzkiego na podstawie kultowej sagi Andrzeja Sapkowskiego. Wiedźmina Geralta grał Michał Żebrowski, ty jego lojalnego przyjaciela Jaskra. Czy miałeś w ogóle świadomość, w czym bierzesz udział?
Wstyd się przyznać, ale jak mawiała moja babcia: "najlepsze kłamstwo jest gorsze od najgorszej prawdy". Wcześniej poza Tolkienem nie znałem takiej literatury, w tym również sagi Andrzeja Sapkowskiego. Ta propozycja spadła na mnie z nieba. Dopiero kiedy zabrałem się do czytania najpierw scenariusza, a potem książek, żeby uzupełnić swoją wiedzę na ten temat, zrozumiałem, że to jest świetna literatura, i dotarło do mnie, jak olbrzymią rzeszę czytelników i fanów mają przygody Geralta i jaką odpowiedzialność biorę na swoje barki, grając Jaskra.
Literatura fantasy to chyba nie do końca twój świat? To musiało być dla ciebie spore wyzwanie?
Wiedźmin to film kostiumowy, który nie jest osadzony w żadnej epoce. Zasadniczą kwestią dla mnie i chyba dla wszystkich osób pracujących przy tym filmie było uwiarygodnienie tego fantastycznego świata, w którym relacje między bohaterami muszą być prawdziwe, prawdziwe muszą być konflikty, zdarzenia, sytuacje. A nawet to, co z definicji jest nieprawdziwe, czyli smoki, potwory, stwory, też musi być w jakiś sposób autentyczne.
W związku z tym trzeba było to wszystko wiarygodnie odtworzyć na planie. Jeżeli mam rozmowę z Geraltem, w której w każdym zdaniu pada słowo "smok", "potwór" czy "elf", to pojawia się cienka granica między tym, co może być rzeczywistością, a bajką dla dzieci, w którą wcale się nie wierzy i która w niepożądanych momentach może wywoływać salwy śmiechu na widowni.
Granie z nieistniejącymi potworami, które dopiero będą generowane komputerowo, to też specyficzne doświadczenie. W jednej z recenzji przeczytałam: "W tym obrazie zawodzi wszystko poza aktorstwem, nawet muzyka Grzegorza Ciechowskiego jest przeciętna". Film wywoływał salwy śmiechu i łzy rozpaczy fanów Sapkowskiego. To nie miało szans się udać, z różnych powodów.
Kiedy robiliśmy film fabularny i serial "Wiedźmin", cierpieliśmy na klasyczną polską dolegliwość, czyli brak środków finansowych, co niestety widać w tym filmie. Mieliśmy naprawdę żałośnie mały budżet. "Wiedźmin" powstawał mniej więcej w tym samym czasie co "Władca Pierścieni" Petera Jacksona, konfrontacja naszej roboty z amerykańską megaprodukcją była bardzo bolesną lekcją.
A jednak po 18 latach stanąłeś na planie filmu "Pół wieku poezji później" Jakuba Nurzyńskiego (fanowski film osadzony w uniwersum Wiedźmina - przyp. red).
Czułem sympatię do Jaskra, perspektywa powrotu do jego przygód wydała mi się kusząca, a Jakub przekonał mnie swoim scenariuszem. Kiedy go poznałem, był jeszcze studentem filmoznawstwa w Krakowie. Opowiadał mi później, że przez dwa miesiące szukał do mnie kontaktu, a gdy w końcu udało mu się zdobyć mój numer telefonu, wysłał mi długiego SMS-a z wyjaśnieniem, o co chodzi, i ja do niego oddzwoniłem.
Spotkaliśmy się, pogadaliśmy i wszedłem w ten projekt, bo ciekawiło mnie, jak młodzi ludzie, kolejne już pokolenie, patrzą na twórczość Sapkowskiego. Przyznam, że naprawdę byłem bardzo mile zaskoczony jakością ich pracy, scenariuszem, kostiumami. Wszystko było na profesjonalnym poziomie.