Później choć wielokrotnie zapraszał mamę na swoje przedstawienia, nie doczekał się słów uznania.
- Chciała, żebym miał poważny zawód, a nie głupi* – tłumaczył w „Wyborczej”. *- Miała mi za złe, że nie zostałem kolejarzem. Aż do śmierci w 1992 roku. A kiedy umarła, znaleźliśmy w jej rzeczach kasetkę z powycinanymi z gazet recenzjami z moich spektakli i moje zdjęcia, całe archiwum. Kryła to za życia, za różne rzeczy mnie chwaliła, za aktorstwo nie. Jak widziała mnie w telewizji, marudziła: ''Eee...''.
Doceniała go za to żona Georgeta – swoje imię zawdzięcza francuskim przodkom – którą poznał jeszcze w czasach szkolnych. Ich związek trwa już od ładnych kilkudziesięciu lat. Dla dobra rodziny zrezygnowała z pracy, by opiekować się domem i dziećmi. Przez lata znosiła anonimowe telefony od wielbicielek aktorskiego talentu męża. Poświęcenie i cierpliwość się opłaciły.
Dziś są nie tylko dumnymi rodzicami, ale i szczęśliwymi dziadkami. Sam Trela, mimo że ma już prawie 73 lata, na brak zleceń nie narzeka. Ostatnio mogliśmy oglądać go w „Ziarnie prawdy” i „Karolinie”. (sm/gk/gol)