Myślała, że to żart
Jak relacjonuje "Dobry tydzień", któregoś dnia do drzwi upieczonej aktorki zapukał stawiający swoje pierwsze zawodowe kroki reżyser Wojciech Marczewski. Zaproponował jej angaż w swoim najnowszym filmie. Jej reakcja? Myślała, że to żart kolegów z roku. Gdy już zrozumiała, że propozycja jest na serio, zmartwiła się, bo przyjęcie propozycji w filmie oznaczało utratę pracy w teatrze w Nowej Hucie.
Podjęła decyzję, która odmieniła jej życie. Po roli w "Zmorach" ona i on stali się nierozłączni.
Dla Marczewskiego miał to być kinowy debiut - wcześniej pracował dla telewizji, gdzie nakręcił kilka filmów, między innymi "Podróżni jak inni" czy "Bielszy niż śnieg".
"Zmory" to opowieść o dojrzewaniu, która była reżyserowi niezwykle bliska. - Chociaż "Zmory" dzieją się na początku wieku, starałem się opowiadać tak, jakbym opowiadał o własnym życiu, o swoim dzieciństwie - mówił w "Kinie". - Zależało mi na tym, żeby nie były odbierane jako film historyczny. To film zdecydowanie autobiograficzny, pod względem emocji, lęków, przeczuć i fascynacji.