Trwa ładowanie...
d10k4ax
01-02-2013 14:59

13 Poprawka dla Django

d10k4ax
d10k4ax

„Lincoln“ Stevena Spielberga to niecodzienna hybryda politycznego thrillera i intymnego, psychologicznego dramatu. To też film niezwykły z tego względu, że reżyserowi „Przygód Tintina“ (2011) nie często zdarza się rezygnować z pokazywania na ekranie wielkiej przygody. W jego najnowszym filmie wojna secesyjna toczy się jednak tylko w tle politycznych walk rozgrywających się w gabinecie prezydenta Stanów Zjednoczonych. Te drugie są też znacznie bardziej emocjonujące niż starcia polowe. Bardzo interesujący jest też sam fakt, że w tym samym czasie dwóch twórców takiej rangi jak Steven Spielberg i Quentin Tarantino podjęło się realizacji filmów, które mierzą się z okresem niewolnictwa w historii USA. Oczywiście każdy zrobił to na swój sposób. Obu łączy jednak silne przeświadczenie, że to, co prywatne niepomiernie wpływa na to, co publiczne – nie odwrotnie.

Historyczny film o prezydencie Lincolnie wprowadzającym do Konstytucji Stanów Zjednoczonych 13 poprawkę mającą całkowicie znieść niewolnictwo jest w istocie opowieścią o Abrahamie – mężu, ojcu i człowieku marzącym o równości wszystkich powyższych funkcji. Kreujący tytułową rolę Daniel Day-Lewis ożywia podręcznikową postać i obdarza ją osobowością, która autentycznie elektryzuje. Jego Lincoln to człowiek z krwi i kości, nieco przygarbiony, zwykle zamyślony, może czasem zbyt często opowiadający anegdoty metaforycznie komentujące współczesne mu wydarzenia. Dzięki temu Lincoln nie kojarzy się jednak z przemawiającym do mas politykiem, który ma łatwość w mamieniu tłumów zwodniczymi obietnicami. Znakomity aktor fantastycznie zbudował postać szczerą i autentyczną; zmagającą się z problemami własnej rodziny i swoimi lękami; starzejącą się w oczach ze względu na nienormatywny poziom stresu. Reżyser doskonale zrównoważył zaś wszystkie poziomy narracji i zbudował wokół Lincolna pełnowymiarową rzeczywistość poddaną
serii społeczno-politycznych zmian. O jej kształt zadbali Peter T. Frank i Jim Erickson. Drugi spośród wymienionych – scenograf pracujący m.in na planach „Dnia Niepodległości“ (1996) Rolanda Emmericha i „Aż poleje się krew“ (2007) Paula Thomasa Andersona – ma fenomenalne wyczucie stylu. Amerykę 1865 roku, kraj zmagający się z wojenną pożogą, ukazuje w przydymionych, pastelowych brązach, błękitach i szarościach.

W tych samych słowach można opisać akcję „Lincolna“ – lub użyć jednego zamiennika i powiedzieć, że jest stonowana. Spielberg nie szuka skandalicznych obrazów walczących o władzę ugrupowań. W soczewce kamery nominowanego do Oscara Janusza Kamińskiego skupiają się tylko niepewne spojrzenia, trup ściele się gęsto poza jej granicami. Obecność śmierci i strach przed nią jawią się jednak jako motory napędowe filmowej akcji. To z jej powodu warto też zastanowić się nad tym, ile pojedynczych decyzji i skomplikowanych układów stało za uchwaleniem 13 poprawki. Priorytetem było zakończenie wojny secesyjnej, ale jak wielki wkład w pośpiech ku temu miał strach Lincolna i jego żony (znakomita Sally Field) przed śmiercią syna, który uparł się, by opuścić mury uczelni w Bostonie i iść na barykady? Jak duże znaczenie ma to, że poprawkę uchwalono dzięki korupcji popartej przez najuczciwszego człowieka w kraju? To wszystko detale, ale właśnie na nich rozpięta jest narracja filmu Spielberga, mało spektakularnego, wielce
przejmującego, napiętego jak struna i w niewielu sekwencjach operującego drażniącym patosem. A wady? Seria niepotrzebnych, rozciągniętych zakończeń. To jednak ten z niewielu detali, który można spokojnie pominąć.

d10k4ax
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d10k4ax