5 powodów, żeby iść do kina na "Bodo"
Na ekranach "Bodo", filmowa opowieść o życiu największego polskiego przedwojennego aktora, scenarzysty, reżysera i... amanta, którego miłosne podboje były słynne nie tylko w Polsce, ale także za granicami kraju. Czy warto iść na ten film do kina?
1.Schuchardt jest Bodo
Największym atutem "Bodo" jest obsada. Tomasz Schuchardt w roli przedwojennego amanta stworzył jedną z najlepszych kreacji w swojej karierze. Śpiewa, tańczy i sypie dowcipami jak z rękawa. Aktorowi udało się przekonująco odtworzyć charakterystyczną manierę Bodo, ale nie poszedł na łatwiznę i przydał tej postaci psychologiczną głębię.
2.Mistrzowska scenografia
Rzadko w polskim kinie zwraca się uwagę na scenografię i kostiumy tak bardzo, jak w przypadku tego filmu. Scenografka Anna Wunderlich i kostiumografka Magdalena Biedrzycka zrobiły kawał dobrej roboty. To dzięki nim przedwojenny świat teatru i kina jest tak bogaty i ciekawy.
3.Crème de la crème serialu
Kinowy „Bodo” jest filmową wersją 13-odcinkowego serialu Michała Kwiecińskiego nakręconego we współpracy z Michałem Rosą. O ile telewizyjna opowieść miała dłużyzny, film jest sokiem z serialu. Twórcy postawili na najbardziej efektowne sceny, w efekcie nie ma miejsca na nudę, jest wartka akcja.
4.Przekrój przez życie
Niewątpliwą zaletą „Bodo” jest, że w skondensowany sposób opowiada o najważniejszych wątkach z biografii Eugeniusza Bodo - od początków jego kariery po tragiczne w skutkach aresztowanie przez NKWD. Jak wiadomo, Bodo został skazany na 5 lat więzienia. Aktor nie przeżył ciężkich warunków sowieckiego łagru. Umarł z głodu i wycieńczenia.
5.Romans goni romans
Jak przystało na filmową biografię pierwszego kobieciarza II RP, w filmie nie mogło zabraknąć ognistych romansów. Twórcy skupili się na jego związku z Reri, pięknością tahitańskiego pochodzenia (wciela się w nią Patricia Kazadi) oraz Adą (Anna Pijanowska), którą bohater zna od dzieciństwa.