Agnieszka Glińska: Tym razem zaskoczył mnie i ujął
16.03.2007 12:05
Ukończyła Wydział Aktorski w 1990 roku i Reżyserii Dramatu warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w 1994 roku. Jest polską aktorką, reżyserką i montażystką. Zadebiutowała Arlekinadą Rattigana w Teatrze w Opolu w roku 1992. Często pracuje w Teatrze Telewizji, dla którego przygotowała m.in. „Uciekła mi przepióreczka„ Żeromskiego , „Dziką kaczkę” Ibsena oraz „Lato w Nohant” Iwaszkiewicza. Można powiedzieć, iż żadne z jej przedstawień nie przeszło niezauważone.
Jak pani, znana reżyserka teatralna, trafiła do aktorskiej obsady filmu „Post Mortem. Opowieść katyńska”?
Agnieszka Glińska; Generalnie nie grywam – ani na scenie, ani w filmach. Ale mam szczęście znać pana Andrzeja od wielu lat, od czasu, kiedy uczył mnie reżyserii na studiach. Zawsze powtarzał:
„Pani Agnieszko, niech pani nie reżyseruje, niech pani gra!”.
Ja to rozumiałam opacznie i nawet się obrażałam, bo wydawało mi się, że on nie widzi we mnie reżysera... To nie jest pierwsza taka propozycja od pana Andrzeja, ale tym razem zaskoczył mnie i ujął. Pewnego dnia spotkałam go – uczęszczam na zajęcia do jego Mistrzowskiej Szkoły Reżyserii...
Myśli pani o zmianie medium?!
Agnieszka Glińska; Owszem, skorzystałam z zachęty pana Andrzeja. Spotkałam go więc w Szkole, a on powiedział: „Pani Agnieszko, gra pani w moim filmie!”.
Kazał pani?
Agnieszka Glińska; Tak powiedział, więc co miałam odpowiedzieć?
Ale pani nie tylko gra...
Agnieszka Glińska; Dostałam świetne zadanie: na prośbę Andrzeja Wajdy i producenta prowadzę próby z aktorami, jestem kimś w rodzaju coacha, pośrednika między aktorami i panem Andrzejem. Pytam go, czego oczekuje po danej scenie, jak ją sobie wyobraża, a ja rozmawiam o tym z aktorami i prowadzę próby.
A pani sama gra postać...
Agnieszka Glińska; Dyrektorki gimnazjum, siostry Magdaleny Cieleckiej...
I niedoszłej nauczycielki Tura, w jakimś sensie alter ego pana Wajdy?
A.G; W jakimś sensie, bo chce iść na ASP. Ale przede wszystkim ma pewien dystans do wydarzeń katyńskich. Stracił tam ojca, ale nie rozpamiętuje krzywd, chce iść do przodu.
A pani bohaterka opowiada się za systemem, jaki wprowadzono w Polsce po 1945 roku?
A.G; Moja bohaterka jest przykładem pewnego rozdwojenia i bolesnych kompromisów. Ona nie tyle wierzy w system, który nastał, ile wie, że robiąc swoje można jeszcze spróbować coś zrobić. Jeśli zostanie dyrektorką gimnazjum, to są większe szanse, że uda się ocalić paru inteligentów więcej.
Jest więc uosobieniem pewnej postawy życiowej, zresztą cały ten film jest...
A.G; Mozaiką pewnych postaw, przypadków ludzkich, których życie zostało zdeterminowane przez wojnę i - zwłaszcza - zbrodnię katyńską. Postaw ludzi, którzy zostali wciągnięci w tryby historii, wręcz przez historię zniewolonych. Zdaję sobie sprawę, że dziś to raczej trudne do wyobrażenia, ale słuchając różnych opowieści, czytając wspomnienia, czuję, że takie uzależnienie było możliwe.
W tym sensie „Post Mortem” odczytać można jako kontynuację rozważań o polskich dylematach 1945 roku, a może raczej inny wariant „Popiołu i diamentu”?
A.G; Na pewno jest to jakiś wariant opowieści o Polakach, o ludziach, których życie zostało w tak straszliwy sposób uwarunkowane przez położenie geopolityczne i Historię, czego skutki odczuwany do dziś. To takie nasze polskie piętno.
Przebywając na planie, odnoszę wrażenie, że „Post Mortem” jest zdominowany przez młodych...
A.G; Jest tam wielu ludzi młodych, ale czasami mam wrażenie, że wśród nich najmłodszy jest pan Andrzej. Jest wręcz nieprawdopodobnie młody, otwarty i ma niespożytą energię, wszyscy patrzymy na niego z fascynacją. Myślę, że ten film jest dla niego szczególnie ważny. Jest też ważny dla wszystkich, którzy go w mniejszym lub większym stopniu tworzą - i to się daje odczuć na planie.
Wyczuwa się jakąś bardzo specjalną energię i rodzaj oddania Sprawie, właśnie Sprawie przez duże S. Wszyscy czują, że opowiadamy o czymś, co w jakimś sensie dotyczy, boli każdego z nas, o czymś, co trzeba opowiedzieć, o co należy pytać. Kiedy jestem na planie, a bywam tam często – z czysto zawodowej ciekawości, widzę, że stanowimy jedną drużynę, by użyć tego sportowego porównania. I że wszystkim nam zależy, by powstał jak najlepszy film.