Al Gore: Zrozumiałem, że możemy utracić Ziemię
Były Wiceprezydent Stanów Zjednoczonych, Al Gore jest Prezesem mającej siedzibę w Londynie firmy Generation Investment Management, która skupia swoje działania na nowym podejściu do zrównoważonego inwestowania. Pełni także funkcję Prezesa Current TV, niezależnej telewizji kablowej i satelitarnej przeznaczonej dla młodych ludzi i opierającej swój program na tworzonych przez widzów treściach i dziennikarstwie. Al Gore jest członkiem Rady Nadzorczej Apple Computer, Inc. oraz doradcą Google, Inc. Wykłada także gościnnie na Uniwersytecie Stanowym w Murfreesboro, Tennessee.
15.02.2007 13:07
Już od pewnego czasu interesuje się Pan sprawą globalnego ocieplenia - w jaki sposób się Pan w to zaangażował i co sprawiło, że zdecydował się Pan na swój objazdowy show?
GORE: Zacząłem zajmować się tym tematem pod koniec lat 1960-tych, zaalarmowany przez jednego z moich profesorów w college’u, Rogera Revelle. Pomagałem także organizować pierwsze przesłuchania w tej sprawie w Kongresie pod koniec lat 1970-tych, po wybraniu mnie do Izby Reprezentantów. W latach 1980-tych dyskutowałem o globalnym ociepleniu z przywódcami innych krajów świata i zorganizowałem międzynarodową sieć ustawodawczą, która miała się zająć właśnie tym tematem. Jako amerykański senator, a następnie wiceprezydent brałem udział w licznych rozmowach na ten temat, między innymi podczas Szczytu Ziemi w Rio de Janeiro w 1992 roku czy podczas negocjacji związanych z Protokołem z Kyoto w 1997 roku.
Kiedy każde z kolejnych badań naukowych potwierdzało i pogłębiało powody mojego niepokoju, zacząłem pojmować konieczność uświadomienia światu tego globalnego kryzysu, jako rodzaj misji. Ale jeszcze nie skończyłem. Każdego dnia uczę się, jak bardziej efektywnie informować innych o tym temacie.
Czy może Pan opowiedzieć o wypadku syna i o tym, jak to osobiste wydarzenie wpłynęło na pańską misję?
Możliwość utraty dziecka była bardzo bolesnym doświadczeniem, które udzieliło mi kilku lekcji. Na przykład, do tamtej chwili nigdy nie... ...zdawałem sobie sprawy z tego, że jedną z tajemnic ludzkości jest to, że cierpienie zbliża do siebie ludzi. Dowiedziałem się tego, kiedy inni, którzy doświadczyli takiego bólu jak ja, wyciągnęli do mnie ręce i połączyliśmy się ze sobą w sposób jednocześnie uzdrawiający i całkowicie nas zmieniający. Potem, w zupełnie nowy sposób zrozumiałem, że możemy utracić Ziemię (lub przynajmniej przyjazne dla ludzi środowisko, które znamy od tysięcy lat).
Dlaczego właśnie firma Participant okazała się odpowiednia, aby wyprodukować ten dokument? Będzie Pan brał udział w społecznej kampanii, którą ta firma przygotowuje dla każdego ze swoich filmów?
Jeff Skoll pojawił się na moim pokazie slajdów i kiedy rozmawialiśmy o możliwości zrealizowania filmu byłem pod dużym wrażeniem jego pasji. Jego firma jest unikalna i podziwiam to, co robi. Tak, będę poważnie zaangażowany w społeczną kampanię. www.climatecrisis.net
W filmie mówi Pan, że nie powinniśmy przechodzić od „wyparcia się do rozpaczy”. Czy może Pan wyjaśnić, co to oznacza?
Nasza cywilizacja jest ciągle jeszcze w stanie „wypierania” pewnych faktów związanych z tym tematem. Ale to wyparcie zaczyna ustępować. Zaczynamy przyjmować do wiadomości, że stoimy przed nadciągającym planetarnym zagrożeniem i musimy przestać twierdzić, że ten kryzys jest zbyt poważny, aby go rozwiązać. Mamy na to rozwiązania. Brakuje tylko woli politycznej - ale to akurat jest odnawialne źródło.
W filmie mówi Pan o „niewygodnej prawdzie” - i tak właśnie zatytułowano film. Może Pan powiedzieć, co to wyrażenie dokładnie oznacza?
Niektóre prawdy są wyjątkowo trudne, ponieważ, kiedy już je poznamy - i pojmiemy, że są rzeczywiście wiarygodne - wtedy musimy zacząć zmieniać stan rzeczy. A zmiany mogą być dosyć niewygodne.
Wydaje się, że ten temat jest obecnie dosyć palący, ale jednocześnie roztrwoniliśmy sporo czasu nie zajmując się nim. Mogłoby się wydawać, że jest to dosyć przygnębiające, Pan jednak walczy i jest nastawiony do tego pozytywnie. Może Pan skomentować swój optymizm?
Odnoszę czasem wrażenie, że jest to coś w rodzaju filmu „Perils of Pauline”, istnieją jednak powody do optymizmu, jeśli nawet jedna osoba czytająca to zdanie zaangażuje się w pomoc, aby zwalczyć kryzys. Nie mamy wiele czasu na zmiany - ale ciągle jeszcze jest go trochę.