Anna Dymna: Każdą wolną chwilę spędzam z podopiecznymi
Gra w Teatrze Starym w Krakowie, wykłada w tamtejszej PWST, prowadzi warsztaty literackie i terapeutyczne dla niepełnosprawnych, jest kierownikiem budowy dwóch ośrodków rehabilitacyjnych, gospodynią programu telewizyjnego "Spotkajmy się", współautorką Festiwalu Zaczarowanej Piosenki i założycielką fundacji, której nazwę zaczerpnęła z tekstu "Mimo wszystko" wyrytego na jednym z przytułków prowadzonych przez Matkę Teresę w Kalkucie. Zawsze uśmiechnięta, radosna, energetyczna, cierpliwa i łagodna. Anioł z Krakowa.
16.03.2007 12:05
Podpisała pani, w imieniu Fundacji "Mimo wszystko", porozumienie z Telewizją Polską, przedłużające waszą współpracę przy realizacji Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, w którym występują niepełnosprawne osoby uzdolnione wokalnie. To jeden z tych dni, które dają pani siłę i wiarę w to, że warto, mimo wszystko?
Anna Dymna: Tak, to jasny i ważny dzień. Tak naprawdę telewizja ma ogromny wpływ na całe moje życie i na zmiany jakie się w nim dokonują. Wszystko zaczęło się od programu TVP2 "Spotkajmy się", którego jestem gospodynią i współautorką.
Pracujemy nad nim z Mateuszem Dzieduszyckim już cztery lata. Te rozmowy przed kamerą z ludźmi chorymi i niepełnosprawnymi dają mi zaufanie widzów. Dzięki nim poznaje dobrze los osób chorych i niepełnosprawnych, ich największe potrzeby i problemy. Po prostu widzę lepiej czarne dziury w naszej rzeczywistości, które trzeba wypełnić jakąś jasnością.
Ta wiedza dała mi śmiałość, by założyć fundację. I teraz... rozmawiając z ludźmi niepełnosprawnymi przed kamerami wciąż zdobywam wiedzę jak im pomagać i widzę jak dużo jest do zrobienia. Ale cóż ja mogłabym zrobić sama bez przyjaciół, bez moich kolegów aktorów, bez kochanych gwiazd estrady, bez artystów niepełnosprawnych? Oni dają mi siłę, a telewizja sprawia, że nasze działania docierają do tysięcy ludzi i mają moc.
Wiele ludzi czyni dobro, po cichu, a bez mediów mało ludzi o tym wie. Co wcale nie znaczy, że te działania są gorsze czy mniej ważne.
Ale zdaje pani sobie sprawę, że nazwisko Dymna ma siłę!
Anna Dymna: Od 35 lat jestem aktorką, mam medialną twarz i gdy mówię o trudnych sprawach przed kamerą, może więcej ludzi mnie słucha. Jedni z ciekawości, inni dlatego, że lubili kiedyś Anię Pawlaczkę czy Marysię ze Znachora.
Twarz, na którą pracowałam wiele lat, wykorzystuję teraz dla innych, używam jej, by pomóc ludziom niepełnosprawnym choć trochę godniej żyć. I tak złośliwi mówią, że robię to dla siebie, dla sławy, ale to nie ma znaczenia. Robię swoje.
Dziś dostaliśmy zapewnienie TVP o dalszej współpracy i życzliwości w działaniu na rzecz osób niepełnosprawnych i wspólnym organizowaniu Festiwalu Zaczarowanej Piosenki.
Mówi się, że to prawdziwe święto Anny Dymnej?
Anna Dymna: To święto nas wszystkich, piosenki i osób niepełnosprawnych. Jest nam ono bardzo potrzebne. Osoby niepełnosprawne czują się przez chwilę jak zwyczajni, pełnoprawni obywatele, a my uczymy się od nich radości i prawdziwych wartości w życiu. Marzę, by ten festiwal był wspólną sprawą wszystkich ludzi zajmujących się osobami niepełnosprawnymi.
Skąd wziął się pomysł na Festiwal Zaczarowanej Piosenki?
Anna Dymna: Od lat każdą wolną chwilę spędzam z osobami niepełnosprawnymi. Moimi ukochanymi podopiecznymi są osoby upośledzone umysłowo, dla których prowadzę warsztaty terapii artystycznej w Radwanowicach pod Krakowem. Dzięki nim i rozmówcom z programu "Spotkajmy się" wiem, co najbardziej boli osoby niepełnosprawne, czego im najbardziej potrzeba. Oni chcą być potrzebni, chcą być traktowani poważnie, jak pełnoprawni obywatele i zwyczajni ludzie. Choć nie mają rąk, nóg, są sparaliżowani czy nie widzą, ale w środku mają takie same ambicje, takie same marzenia, uczucia jak my wszyscy.
Dwa razy pomagałam przy Festiwalu Piosenki Osób Niepełnosprawnych w Ciechocinku. Tam pierwszy raz usłyszałam, że jest potrzeba festiwalu na skalę ogólnopolską i zaczęliśmy o tym myśleć.... Tak powstał pomysł Mateusza Dzieduszyckiego, Marty Kądzieli i mój.
Marzę, aby to był festiwal wszystkich osób niepełnosprawnych, utalentowanych wokalnie. Prowadzimy go na najwyższym poziomie, mamy do pomocy najwybitniejszych artystów. Irena Santor otoczyła nas opieką artystyczną. Bardzo bym chciała żeby z czasem to był festiwal międzynarodowy.
Aby wziąć w nim udział wystarczy przekonanie, że "potrafię śpiewać"?
Anna Dymna: U nas nie ma żadnych taryf ulgowych. To, że ktoś jest na przykład na wózku, nie daje mu żadnych forów. W finale osoba niepełnosprawna śpiewa jedną piosenkę sama, a drugą z gwiazdą. Każdy artysta ma pod opieką dziecko i osobę dorosłą. Oni dają finalistom odwagą i siłę.
Talent to zatem jedyne kryterium?
Anna Dymna: Tylko prawdziwy talent. Jury jest profesjonalne. Jurorzy "zamykają oczy" i oceniają uczestników pod względem czystości śpiewania, barwy głosu, interpretacji, osobowości.
Laureaci Festiwalu Zaczarowanej Piosenki otrzymują stypendia, które pomagają im w dalszej edukacji i rehabilitacji, a co dalej dzieje się z ich karierą wokalną?
A.D: Walczymy o to, aby finaliści mogli wystąpić w Opolu. Na razie mamy przyrzeczenie telewizji, że laureaci będą mogli wystąpić w jednym z koncertów Festiwalu Polskiej Piosenki.
Macie chrapkę na opolskie Debiuty?
A.D: Z Debiutami na razie nam się nie udało, ale powiedziano nam, że nasi podopieczni mogą przystąpić do eliminacji na równi z innymi wykonawcami.
Czy to są tak zwane samouki, czy jednak osoby z przygotowaniem muzycznym?
A.D: Różnie to bywa. Niektórzy uczą się w szkołach muzycznych, inni śpiewają w domach kultury. Podczas festiwalu dla finalistów organizujemy małe warsztaty wokalne. Dzięki udziałowi w festiwalu zaczynają myśleć o tym, żeby się kształcić w tym kierunku.
My naprawdę jesteśmy na początku drogi... Uważam, że powinna powstać agencja artystyczna, która szczególnie uwzględniałaby osoby niepełnosprawne, wokalnie utalentowane. Organizowała im koncerty, promowała w telewizji, nagrywała płyty, bo oni naprawdę fantastycznie śpiewają.
W tym roku odbędzie się trzecia edycja festiwalu. Jak bardzo rozwinął się przez te lata?
A.D: Co roku napływa więcej zgłoszeń. W ubiegłym roku nadeszło ich około 400. W koncercie finałowym zaśpiewa tradycyjnie 12 wykonawców. Półfinały odbędą się 19 maja już po raz drugi w Łazienkach Królewskich. Prof. Marek Kwiatkowski z radością nas wpuścił do swojej pięknej krainy. Powiedział, że zawsze możemy czarować piosenką park i pawie, które nas nie opuszczają i śpiewają razem z półfinalistami...
Co pani daje działalność na tej płaszczyźnie?
A.D: Przede wszystkim radość. Jest ona zresztą niezbędna, by prowadzić fundację. Wciągam w pracę z osobami niepełnosprawnymi wszystkich największych i najwspanialszych i okazuje się, że im jest to też bardzo potrzebne. Nikt mi nie odmawia.
Praca z osobami chorymi i niepełnosprawnymi wymaga odwagi?
A.D: Tak. Często ogromnej... Jestem tylko aktorką i zwyczajnym człowiekiem. Patrzę na tych ludzi jak człowiek na człowieka. Nie jestem psychologiem ani terapeutą i może to pomaga mi naprawdę zbliżyć się do tych niezwykłych osób. Ale też ten brak odpowiednich metod sprawia, że te kontakty są wciąż dla mnie odkrywaniem wielkich tajemnic.
Wciąż mnie zaskakują, wzruszają, bolą. Nie mam żadnych schematów, definicji. Każdy człowiek jest inny. Nagle widzę co ma prawdziwą wartość w życiu. Te osoby są nam potrzebne. Mówią to wszystkie gwiazdy, które dotychczas brały udział w festiwalu: Ania Maria Jopek, Edyta Górniak, Michał Bajor, Justyna Steczkowska, Mietek Szcześniak, Zbyszek Zamachowski, Edyta Bartosiewicz... I wielu, wielu innych...
Spodziewała się pani rozpoczynając program "Spotkajmy się", że uruchomi on olbrzymią samonapędzającą się machinę?
A.D: Nigdy w życiu (śmiech). Ale nawet gdybym musiała za miesiąc z tego zrezygnować, to wiem że już było warto. W tej chwili kształcę następców, mam ponad dwadzieścia etatów w fundacji, zatrudniam osoby niepełnosprawne. To wielka odpowiedzialność. Są dni, które dają radość.
Mamy na przykład pod opieką Angelikę; piękną, wspaniałą dziewczynę z dystrofią mięśni, która w tej chwili już nie chodzi... A to jest tak cudowna osoba - jest płetwonurkiem, robi wycieczki zagraniczne, ma taką nieprawdopodobną silę. Powiedziałam: "Wiesz co, nie pozwolę, żeby ta choroba tak cię upokarzała - kupimy ci samochód". Wypowiedziałam to marzenie pół roku temu i tydzień temu dostaliśmy dwuletniego Forda Ka za 10 tys. złotych. Była taka szczęśliwa. Ten samochód odmieni jej życie. Robimy takie rzeczy, żeby mieć siłę, ale pracujemy jak szaleńcy.! Nie pamiętam już kiedy miałam dzień wolny czy wakacje.
Działalność fundacji to nie tylko krakowski festiwal piosenki, ale również dwa gigantyczne przedsięwzięcia budowlane w podkrakowskich Radwanowicach i nadmorskim Lubiatowie. Gdzie pani wypatrzyła ten zielony przylądek?
A.D: Od lat przyjeżdżam tam na wakacje i za każdym razem myślę ile ludzi pokrzywdzonych przez los, niepełnosprawnych nigdy nawet nie widziało morza? Gdyby taka osoba posiedziała na wydmie i pogapiła się w nadmorską dal, na pewno by się uśmiechnęła. I może uwierzyłaby, że życie jest piękne mimo wszystko. Pracujemy nad tym już półtora roku. Mamy wydeptane pewne ścieżki i zdobywamy nowe rządowe, pozarządowe, unijne i przyjacielskie. W Lubiatowie budujemy ośrodek terapeutyczno-wczasowy.
Dzięki pomocy cudownych pracowników i władz z Lasów Państwowych, udało mi się zdobyć ten teren po wojskach rakietowych. W tej chwili ogłaszamy konkurs architektoniczny. Część baraków wojskowych wyburzamy, ale dawna hala do montażu głowic rakietowych będzie nam służyła jako sala gimnastyczna ze ścianą wspinaczkową. Już w te wakacje zrobimy pierwszy obóz dla osób niepełnosprawnych.
Osoby z jakim stopniem niepełnosprawności będą mogły przyjeżdżać do ośrodka? Zakwalifikować się do programu?
A.D: Ośrodek ma być miejscem wypoczynku i rehabilitacji osób o różnym stopniu niepełnosprawności, zarówno ruchowej, umysłowej, jak i wzroku, słuchu, z uszkodzeniami neurologicznymi w stabilnym stanie zdrowia. Opieką na nimi zajmą się nie tylko wysoko wykwalifikowani lekarze, psychologowie i terapeuci, ale także wolontariusze oraz młodzi ludzie, którzy w przyszłości chcą być np. rehabilitantami albo terapeutami.
Jak będzie wyglądać tegoroczny turnus?
A.D: Mamy swój las, mamy wodę zdatną do picia, zostaną zbudowane sanitariaty. Pożyczymy tylko od wojska namioty. To piękne miejsce musi już zacząć żyć! Chcemy aby tutaj ludzie uczyli się na nowo kochać życie. Pomoże nam w tym piękny las, plaże i radość.
Równocześnie trwa budowa ośrodka rehabilitacyjno-terapeutycznego na trenie Schroniska dla Osób Niepełnosprawnych im. Brata Alberta w Radwanowicach. Dostałam od ks. Tadeusza Zaleskiego na kilkadziesiąt lat w użytkowanie 8 hektarów ziemi. Ksiądz kardynał Stanisław Dziwisz już nam ten teren poświęcił. Powstaną tu warsztaty terapeutyczno- rehabilitacyjne dla 200 osób niepełnosprawnych umysłowo, podopiecznych obu fundacji.
Mamy już piękny projekt. Niepełnosprawni nazwali to miejsce Doliną Słońca. Za chwilę dostaniemy pozwolenie na budowę. W ośrodku znajdą się m.in. pracownie: obróbki metalu, kulinarna, ceramiczna, rzeźbiarsko-malarska, fotograficzna, ogrodnicza, tkacka, obróbki drewna, a także hala warsztatów stolarskich z pomieszczeniem do woskowania, magazynem drewna i pomieszczeniem do wyplatania koszy wiklinowych. Projekt uwzględnia także salę gimnastyczną, kawiarnię, stajnię dla koni przeznaczonych do hipoterapii, pomieszczenia do suszenia i sporządzania ziół oraz amfiteatr.
Fundacja, nadzór budowlany, festiwal piosenki, teatralny, koncerty, warsztaty poezji, terapeutyczne, a gdzie miejsce na aktorstwo?
A.D: Ależ ja nie zrezygnowałam z zawodu (śmiech). Właśnie jestem w próbach "Orestei" w moim Starym Teatrze. Próbujemy dwa razy dziennie. Premiera 24 lutego. W serialu "Odwróceni" gram rólkę żony mafioso. Uczę studentów pierwszego roku krakowskiej PWST. Prowadzę co tydzień Krakowski Salon Poezji, otwieram podobne w całej Polsce. Tak, że mam czas na wszystko...
To znaczy nie mam czasu na nic (śmiech), nie mam kiedy spać. Zresztą, jak człowiek kończy 50 lat, to wie o tym że nie może marnować czasu. Zaczęłam się zastanawiać, co jest w życiu ważne. Chciałam siebie sprawdzić, czy jestem coś warta jako człowiek. I tak właśnie sprawdzam. Jako aktorka mam już sprawdzanie za sobą.
Dziękuję za rozmowę.