Anna Przybylska dla WP
A jak przy tak męskiej produkcji odnalazła się pojedyncza aktorka? Na planie spotkałaś się nie tylko z Żebrowskim, ale i z Pawłem Małaszyńskim, Andrzejem Grabowskim oraz Danielem Olbrychskim. Jak układała się wasza współpraca i z którym z panów chciałabyś ponownie współpracować?<
Z każdym (śmiech)! Zdecydowanie z każdym. Mnie przede wszystkim na kolana powaliło spotkanie z panem Danielem Olbrychskim. Z Andrzejem Grabowskim już wcześniej mieliśmy okazję się poznać, a z Pawłem Małaszyńskim zamieniliśmy kiedyś kilka zdań z okazji jego premiery w teatrze. No i oczywiście bardzo intrygowało mnie spotkanie z Michałem Żebrowskim. Muszę przyznać, że trochę się go bałam. Wydawał mi się osobą trudną, niedostępną, ale jednocześnie pragnęłam go poznać. Michał okazał się człowiekiem szalenie otwartym i dowcipnym. W związku z tym, że „nie taki diabeł straszny...” pracowało mi się z nim znakomicie (śmiech).
Cudowny był również Eugeniusz Korin - wyjątkowy twórca, jeżeli chodzi o branżę filmową. Tak inteligentna osoba i opanowany reżyser, to marzenia każdego aktora. Warto zaznaczyć, że „Sęp” to dla Korina przecież fabularny debiut na dużym ekranie, pomimo iż od lat jest dyrektorem artystycznym Teatru 6. Piętro.
Jako autor scenariusza, Eugeniusz znał każdy detal naszej produkcji, każdy niuans potrafił wydobyć ze sceny, pracował w prawdziwie amerykańskim stylu z ogromnym szacunkiem dla aktorów. Oczywiście robił też mnóstwo prób, co niekiedy było męczące, ale zdaję sobie sprawę jak wiele od tego zależało. Jak ważne to było dla całego filmu. To również świadczy o wysokiej jakości „Sępa”, za którą mogę ręczyć własnym nazwiskiem.