Trwa ładowanie...
06-07-2010 12:56

Bartosz Żurawiecki: Trudnych tematów nie trzeba się bać

Bartosz Żurawiecki: Trudnych tematów nie trzeba się bać
d44tza4
d44tza4

Skrupulatnie śledzę polskie debiuty realizowane w cyklu „30 minut”, a wydawane co jakiś czas na DVD. Do tej pory jednak jakoś nie miałem powodów do uniesień. Większość filmów z każdego zestawu wywoływało u mnie co najwyżej irytację – że takie miałkie, banalne, szkolne, grzeczne, nudne, tępe etc. Niedawno ukazał się kolejny tom zbierający debiuty powstałe w sezonie 2009/2010. Z satysfakcją stwierdzam, że jest lepiej. Przynajmniej, jeśli chodzi o fabuły. Każda z nich przynajmniej nie boli w oglądaniu - a to już, uwierzcie mi!, dużo w porównaniu z poprzednimi edycjami.

Spośród pięciu filmów fabularnych, które znalazły się na pierwszej płycie, dwa zdobyły już kilka nagród. „Ciemnego pokoju nie trzeba się bać” Kuby Czekaja dostało np. Srebrnego Lajkonika na ostatnim festiwalu w Krakowie i Grand Prix w Gdyni w konkursie „młodego kina”. Narratorką jest tutaj jedenastoletnia dziewczynka, która komentuje ze swojej perspektywy życie rodzinne. Podziwia ojca - silnego, zwalistego mężczyznę granego przez Przemysława Bluszcza. Tyle że ów heros tak naprawdę znajduje się na skraju załamania nerwowego.

Czekaj bardzo ciekawie wygrywa w filmie kontrast między naiwnym, oficjalnym obrazkiem rodziny, na którym wszyscy się ślicznie uśmiechają, a jej prawdziwym, pożałowania godnym stanem. Ujawnia też słabość polskich maczo, nieumiejętność radzenia sobie przez nich ze stresem, paniczny strach przed degradacją społeczną i utratą tzw. autorytetu. Nie jestem bezkrytycznym wielbicielem filmu Czekaja, bo, mimo wszystko, nie do końca rozumiem, dlaczego bohater aż tak daje sobą pomiatać w pracy. Ale doceniam pomysłowość formy i próbę dotknięcia bolesnych miejsc na naszym narodowym cielsku.

Świetny jest kolejny z nagradzanych filmów – „Hanoi-Warszawa” Katarzyny Klimkiewicz (nagrody w Gdyni, Toruniu, nominacja do Europejskiej Nagrody Filmowej). To zapis podróży młodej Wietnamki, Mai Anh przemycanej do Warszawy, gdzie ma się spotkać ze swoim narzeczonym. Oscary i inne statuetki należą się autorce już chociażby za fragment, w którym polski „przewoźnik” najpierw gwałci bohaterkę, a potem, na otarcie łez, wkłada jej do ręki czekoladki „Merci” zawinięte w foliową siatkę. W tej sekwencji streszcza się cały nasz paskudny stosunek do imigrantów, nasza wobec nich pogarda i protekcjonalność.

„Hanoi-Warszawa” można potraktować jako rewers osławionej, szowinistycznej „Mojej krwi” Marcina Wrony, gdzie polski byczek tyranizuje wietnamską dziewczynę, a ona kocha go coraz bardziej. Debiut Klimkiewicz zamyka boleśnie ironiczna scena, z której jasno wynika, że dla nas te wszystkie „żółtki” to jeden pies.

d44tza4

Podobał mi się też film Ewy Banaszkiewicz „Przyjdź do mnie” opowiadający o spotkaniu w Warszawie dziewczyny z Białorusi i libańskiego nastolatka. Koncentrując się na intymnym wymiarze tej relacji, nie zapomniała reżyserka pokazać polskiej ksenofobii i agresji wobec obcych. Zestaw dopełniają „Lunatycy” Maćka (tak swoją drogą, co to za nowa mania zdrabniania swoich imion przez artystów i dziennikarzy?) Sterło-Orlickiego i „Gdyby ryby miały głos” Tomasza Jurkiewicza.

Twórca pierwszego filmu z wyczuciem absurdu, ale bez szarżowania opowiada o rodzinnej kołomyi (ojciec – były ubek – myśli o samobójstwie, matka „dostaje szału, żeby nie zwariować”, a niedoszły zięć, wciąż zakochany w byłej dziewczynie, nie może się wyprowadzić od niedoszłych teściów). Film drugi jest najbardziej stereotypowy w zestawie - to bowiem historia trzydziestoletniego niedorajdy zdominowanego przez matkę. Ale i przy nim można się uśmiechnąć.

W wydawnictwie DVD znajdziemy także debiutanckie animacje i dokumenty. O animacjach nie będę się wypowiadał, bo nie czuję się wystarczająco kompetentny. Natomiast dokumenty to jest dramat. Mam wrażenie, że opiekunowie artystyczni - zacni skądinąd dokumentaliści – wpuszczają młodych twórców w stary, zardzewiały kanał. Już same tytuły brzmią jak przegląd przedwojennych melodramatów: „Serca dwa”, „Matka”, „Kres świata”, „Krajobraz nizinny z kołyską”, „Kawałek lata”.

Cztery spośród pięciu debiutów rozgrywają się na zapadłej polskiej prowincji. A tam, wiadomo: bieda, alkoholizm, ale też „autentyczny kontakt z przyrodą”. I tak da capo al fine. Nudne to, banalne, a przede wszystkim pozbawionego szerszego kontekstu społecznego, politycznego, obyczajowego itp. Pytań o przyczyny niedoli – wewnętrzne i zewnętrzne.

d44tza4

Zdaje się, że pod karą oblania egzaminów i pozbawienia praw do wykonywania zawodu młodzi reżyserzy mają zabronione robienie „prowokacyjnych”, zaangażowanych dokumentów w stylu Marcina Koszałki czy, broń Boże!, Michaela Moore’a. Tylko film Anny Kuśmierczyk „Serca dwa” wybija się z tej mamałygi. Autorka podpatruje panów „kamerujących” śluby i ustawiających pary do różnych „przepięknych” ujęć. Obnaża stereotypowość, sztuczność, konwencjonalność póz, gestów, sytuacji, które towarzyszą tego typu ceremoniom.

Zarzut unikania szerszego kontekstu, sprowadzenia fabuły do prostych znaków i scenek rodzajowych postawiłbym także Sterło-Orlickiemu i Jurkiewiczowi (wraz z oskarżeniem o tradycyjną, staropolską mizoginię). Na szczęście Czekaj, Klimkiewicz i Banaszkiewicz nie boją się drażliwych kwestii politycznych i obyczajowych. Coś się wreszcie przełamuje w polskim kinie?

d44tza4
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d44tza4