Baz Luhrmann dla WP: "Elvis" to moje dziecko, które prawie umarło

- Dzisiaj na Camerimage świętujemy piękno kina, ale jednocześnie - co jest tak ważne - zwracamy uwagę na to, co dzieje się w Ukrainie. Bo straszną tendencją jest to, że przyzwyczajamy się do okropieństw wojny - mówi Baz Luhrmann, który przyleciał do Polski z operatorką Mandy Walker, by opowiadać na EnergaCamerimage o kulisach powstawania "Elvisa". To, co mówi o Polakach, chwyta za serce.

Baz Luhrmann opowiada o Polakach w samych superlatywach. Wszystko przez pomoc dla uchodźców z Ukrainy
Baz Luhrmann opowiada o Polakach w samych superlatywach. Wszystko przez pomoc dla uchodźców z Ukrainy
Źródło zdjęć: © Getty Images, | Laurent KOFFEL
Magdalena Drozdek

Magdalena Drozdek, Wirtualna Polska: Czy to wasz pierwszy raz w Polsce?

Mandy Walker: Tak, pierwszy i dzieje się to w tak ważnym momencie dla Polaków.

Baz Luhrmann: Zobaczyliśmy trzyminutowy film o naszych braciach i siostrach filmowcach z Ukrainy. Jeszcze do niedawna trzymali kamery i robili filmy w niesamowitym świetle, znamiennym dla tej części świata. Teraz trzymają broń. Spotkała ich ogromna tragedia. Polska jest najhojniejszym, najbardziej uprzejmym, dobrym sprzymierzeńcem Ukraińców. Dzisiaj na Camerimage świętujemy piękno kina, ale jednocześnie, co jest tak ważne, zwracamy uwagę na to, co dzieje się w Ukrainie. Bo straszną tendencją jest to, że przyzwyczajamy się do okropieństw wojny. To się zbyt szybko normalizuje.

Dobrze jest was widzieć razem w Polsce, w Toruniu. Nie ma za wiele okazji w Hollywood, by skupiać się przede wszystkim na tej specjalnej więzi reżysera z operatorem, prawda? Baz, to moment, w którym możesz powiedzieć, dlaczego cenisz pracę z Mandy.

Baz: Ten festiwal przez lata celebrował niesamowitych artystów. Legendy, które tu przyjeżdżały… To rzuca na kolana. Dla mnie w tym roku to festiwal, w którym celebrujemy tę wspaniałą osobę – Mandy. Na lotnisku przed przyjazdem do Polski zaczepił mnie kolega z branży filmowej, któremu towarzyszyła córka. I ona mówi: chcę być operatorką kamery. Ja na to: zgłoś się do Mandy! W branży filmowej jest wiele kobiet, ale najmniej jest ich wciąż w pionie operatorskim. Jest tak, że przestrzeń za kamerą to miejsce zdominowane przez facetów. O Mandy mógłbym mówić godzinami. Działamy ramię w ramię. Organizujemy wszystko wspólnie na długo przed wejściem na plan.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Baz, powiedziałeś w jednym z wywiadów, że "Elvis", to najlepsza impreza, jaką wyprawiłeś w swoim całym życiu. Na jakim etapie do tej imprezy dołączyła Mandy?

Baz: Zanim jeszcze ruszyły jakiekolwiek przygotowania. Jeśli porównamy przygotowania do tego filmu do planowania dużej imprezy, to Mandy jest matką chrzestną tego projektu. Ale prawda jest taka, że impreza to tylko taka fasada. Szaleństwo i zabawa to tylko trik, który miał przyciągnąć widzów do kina. Najważniejsze było to, że gdy już znajdą się w sali kinowej, wciągamy ich na emocjonalny rollercoaster, by poznali tragiczne losy tej pięknej duszy, jaką był Elvis i tragiczne losy Ameryki tamtych czasów.

Mandy, jak ty się czułaś, dołączając do tego projektu? Przerażona? Podekscytowana?

Mandy: "Elvis" to mój czwarty projekt z Bazem. Zrobiliśmy razem "Australię" i dwa krótkie filmy dla Chanel. Za każdym razem cieszę się na naszą wspólną pracę, bo wiem, że czeka nas wspaniały czas. Tak jak mówił Baz, pracujemy ramię w ramię. Niesamowicie dobrze się dogadujemy i na planie, gdy czasem oddzielnie robimy jakieś ujęcie i potem je porównujemy, to one są niemal identyczne. Czuję, że dzięki temu, że jestem zaangażowana od samego początku tej imprezy, jak to określiliście, rozumiem doskonale jak Baz chce poprowadzić tę historię. A gdy już ma się storytelling, to z tego rodzi się warstwa wizualna. Krok po kroku przedstawiamy różne etapy życia Elvisa i choć to jest ogromne wyzwanie, to daje potężną satysfakcję od samego początku. Gdy pojawiamy się na planie, wszystko jest perfekcyjnie zorganizowane, wszyscy są zaangażowani, wiedzą co robią i czego są częścią. Nie często dzieje się tak na planach filmowych, ale u Baza zawsze jest tak, że wszyscy razem tworzą zgraną całość.

"Elvis"
"Elvis"© Materiały prasowe

"Elvis" jest przepełniony… wszystkim co możliwe. Koncerty, ludzie, muzyka, pot, łzy, tańce, światła, jeszcze więcej neonów, podzielony ekran, żeby to wszystko zmieścić i pokazać widzowi. I mówicie, że praca była bardzo zorganizowana?

Baz: To wszystko, co wymieniłaś, to iluzja, by pokazać, jaki był Elvis. W latach 50. był punkiem. W latach 60. jego świat to były pieniądze i przepych. Lata 70. to już powolna apokalipsa tej postaci. Każdy element tego filmu był starannie rozplanowany, by wciągnąć widza w tę historię.

Co było dla was największą frajdą w robieniu tego filmu?

Baz: W ogóle bycie tam i patrzenie na fenomen Austina Butlera. Ten chłopak jest cudem. To cud, że on pojawił się przed naszymi kamerami, że go znaleźliśmy. Wiesz, tego słynnego koncertu w Las Vegas nie kręciliśmy na raty, jak mogłoby się wydawać. Ten facet zagrał cały koncert za jednym podejściem. Wielu naszych stałych współpracowników, z którymi robiliśmy filmy nie raz i nie dwa, nie było w stanie się skupić na pracy, bo byli pod takim wrażeniem Austina, tego jak autentyczny był w tej roli. W ekipie jest taki Brad, który pracuje w przemyśle filmowym pewnie z 50 lat, przez lata pracy ze mną jakoś niespecjalnie się odzywał i nie wypowiadał się na temat tego, co robimy, a to gość, który pracował przy "Matriksie" czy "Gwiezdnych wojnach". Patrzy na Austina jako Elvisa i mówi do mnie: "Nigdy czegoś takiego nie widziałem".

Mandy: Ludzie na planie byli naprawdę emocjonalnie zaangażowani w tę historię. Było przy tym wszystkim sporo żartowania i tańczenia. Operatorzy kamery tańczyli razem z Austinem, gdy ten grał na scenie. Związali się ze sobą w niesamowity sposób i przez to Austin mógł się czuć między nimi bardzo swobodnie. Ich praca to był prawdziwy taniec. Nie wyćwiczony, ale autentyczny i naturalny do tego stopnia, że operatorzy doskonale wiedzieli, gdzie Austin wyrzuci swoją dłoń.

Baz: Uczyliśmy Austina tego, by był przygotowany na niebezpieczne ruchy kamery. Te wszystkie wysięgniki, cały ten sprzęt to są prawdziwe dinozaury. Jeden ruch i mogą cię zabić. Mieliśmy jedną taką niebezpieczną sytuację, gdy któryś z wysięgników przestał prawidłowo działać, dlatego tak ważne było zgranie operatorów z Austinem.

"Elvis"
"Elvis"© Materiały prasowe

Co myślicie o zarzutach, które pojawiły się po premierze filmu, a które odnosiły się do tego, że źle przedstawiliście Elvisa, że nieautentycznie, że sporo pominęliście lub przeinaczyliście?

Baz: Mam obsesję na punkcie researchu. Miałem biuro w posiadłości Graceland, która należy do Presleyów. Miałem wszystkie taśmy pułkownika Toma Parkera, więc doskonale wiedzieliśmy, jak on brzmiał (pojawiały się zarzuty, że Tom Hanks grający Parkera brzmi groteskowo i nie jak prawdziwa postać – przyp. red.). Było wielu świetnych recenzentów, którzy odrobili pracę domową. Nie ma w filmie nic, co nie byłoby historycznym odniesieniem do Elvisa i jego życia. Jedyną rzeczą, jaką się bawiłem, to przepływem czasu i umiejscowieniem poszczególnych wydarzeń. Nie chcę mówić, że niektórzy recenzenci są leniwi i nie odrobili pracy domowej. Nie powiem tego, ale jeśli ktoś mi zarzuca, że w filmie coś nie zgadza się z faktami, to proszę mi to wskazać. Nie odbieram takiej krytyki personalnie. Pracują ze mną najbardziej bystrzy specjaliści, akademicy, którzy wykonali ogrom pracy, by wszystko zgadzało się z historią.

Czy Elvis was zmienił?

Mandy: Tak, i to bardzo. Wszyscy, którzy pracowali przy tym filmie się zgadzają, że spotkało nas coś niesamowitego w życiu.

Baz: O dziwo, to film, który prawie nie powstał, bo Tom Hanks zachorował na COVID. To film, który nam prawie przeleciał przez palce. Ale gdy już wróciliśmy na plan, to działy się rzeczy niesamowite i nakręciliśmy "Elvisa" za mniej niż zakładał to budżet. Wszyscy się zgadzają, że to jest wyjątkowy projekt. Jeśli wszystkie moje filmy to moje dzieci, to to dziecko jest dla mnie najważniejsze. Prawie umarło, ale będzie żyło jeszcze wiele, wiele lat.

Rozmawiała Magdalena Drozdek, dziennikarka Wirtualnej Polski

Wirtualna Polska jest patronem medialnym Międzynarodowego Festiwalu Filmowego EnergaCAMERIMAGE 2022.

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" opowiadamy o skandalicznych wczasach w pensjonacie "Biały Lotos", załamujemy ręce nad zdradą Henry’ego Cavilla oraz wspominamy największych mięśniaków kina akcji lat 80. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Wybrane dla Ciebie