Hollywoodzki kult młodości i piękna niejedną gwiazdę przyprawił o ból głowy. Całe szczęście w odwodzie zawsze są pochodzące z niewyjaśnionego źródła pigułki odchudzające czy dyskretni chirurdzy plastyczni. Ale na tym nie koniec – jeśli i te środki zawiodą, zawsze pozostaje nowoczesna technologia.
Hollywoodzki kult młodości i piękna niejedną gwiazdę przyprawił o ból głowy. Całe szczęście w odwodzie zawsze są pochodzące z niewyjaśnionego źródła pigułki odchudzające czy dyskretni chirurdzy plastyczni. Ale na tym nie koniec – jeśli i te środki zawiodą, zawsze pozostaje nowoczesna technologia.
Jak donosi portal Mashable, w Fabryce Snów już od wielu lat nader często korzysta się z procesu nazywanego „beauty work”, do tej pory utrzymywanego przed widzami w wielkiej tajemnicy, bo Hollywood nie lubi dzielić się swoimi sekretami z osobami postronnymi, a tym bardziej z widzami.
Aktorzy i aktorki wyglądają na ekranie młodziej, piękniej lub wręcz nieskazitelnie? Okazuje się, że to wcale nie jest zasługa ich fotogeniczności...
Hollywoodzka tajemnica
Jak wieść niesie, do „beauty work” potrzeba kilku programów i wykwalifikowanych, obeznanych z technikami komputerowymi specjalistów. Potem idzie już z górki.
Nakręcony film trafia w ich ręce, a doświadczona ekipa poprawia twarze i ciała aktorów, by na dużym ekranie wyglądali na szczuplejszych i młodszych. Mówiąc wprost: mają prezentować się olśniewająco.
Jest tylko jedna, jedyna zasada: cały proces należy zachować w największej tajemnicy. Ba, w Hollywood słowem nie wspomina się o „beauty work”. Po prostu się to robi.
Filmowy Photoshop
Filmowy „beauty work” to odpowiednik gazetowego Photoshopa, jest jednak procesem znacznie trudniejszym i żmudniejszym, gdyż dotyczy retuszowania aktorów znajdujących się w ruchu.
A i, jak donosi portal Mashable, specjalistów w tej dziedzinie jest niewielu – wymaga to w końcu sporych umiejętności, bo jest się makijażystą, chirurgiem plastycznym, trenerem z siłowni, fryzjerem, dentystą i dermatologiem jednocześnie.
Dlaczego aktorzy decydują się na takie „oszustwo”? Bo mogą. No i, przede wszystkim, Fabryka Snów to przecież istne targowisko próżności.
''Wszyscy są pozmieniani''
Po wielu latach i długich namowach to Claus Hansen, specjalista od „beauty work”, pracujący w jednej z nielicznych firm w Los Angeles, specjalizujących się w „filmowym retuszu”, zdecydował się przerwać milczenie i zdradzić jeden z największych hollywoodzkich sekretów.
Co go przekonało? Twierdzi, że zbyt wielu młodych ludzi jest ślepo zapatrzonych w filmowych idoli, a może to przynieść więcej szkody niż pożytku. Jego zdaniem powinni wiedzieć, że w prawdziwym świecie nikt nie jest idealny.
- Nikt nie wygląda tak jak na ekranie. Wszyscy są pozmieniani – mówił w rozmowie z portalem.
Odmładzanie na ekranie
Dziennikarze portalu starali się dotrzeć do gwiazd, które rzuciłyby więcej światła na „beauty work”, ale zadanie nie należało do najłatwiejszych.
Ci, którzy zgodzili się na rozmowę, żądali jednak, aby ich personalia zachować w tajemnicy.
Jeden z aktorów opowiedział o swojej wizycie w studiu Lola Visual Effects, mieszczącym się w nieoznakowanym budynku, w którym gromada specjalistów próbowała „cofnąć czas”.
Ta technika została otwarcie wykorzystana później w „Ciekawym przypadku Benjamina Buttona”, kiedy ponad 40-letni Brad Pitt został odmłodzony o dobrych 20 lat.
Kosztowna zabawa
Subtelne korekty i niewielkie retusze to coś, co obecne jest na ekranach od dawna. W tym wypadku chodzi jednak o osiągnięcie takiego efektu, by nie sposób było zauważyć owej cyfrowej ingerencji.
Samo „beauty work” to technika bardzo droga, długo utrzymywana w tajemnicy i zarezerwowana dla największych gwiazd kina – takich jak Brad Pitt. Przez lata wiedział o niej niewielki krąg wtajemniczonych.
Kiedyś było znacznie trudniej, trzeba było tygodniami przekonywać studia, by sfinansowały ten „filmowy retusz”. Teraz producenci sami wliczają podobne poprawki w koszta filmu. A „beauty work” nie jest tanie – może pochłonąć setki tysięcy dolarów.
''Beauty work'' na wszystkie problemy
Specjaliści od „beauty work” uprzedzają, że jeśli w kinie zachwycasz się ciałem nagiej gwiazdy albo zazdrościsz aktorowi muskulatury, to prawdopodobnie nie jest to wyłącznie zasługa genialnego trenera, świetnych genów czy magicznej diety, a właśnie techniki.
Ale sam proces jest nie tylko trudny i kosztowny, ale też czasochłonny.
Hansen opowiadał, że wszystkie poprawki muszą zostać zatwierdzone przez samą gwiazdę, jej agenta i menedżera oraz ludzi ze studia. Jak twierdzi, najwięcej pracy mają wtedy, gdy aktor przychodzi na plan po ostrej imprezie lub sutym posiłku.
Triki stare jak świat
Takie upiększające triki są równie stare jak kino; od dawna aktorzy robili, co mogli, byle tylko dobrze wypaść przed kamerami.
Rita Hayworth, za namową ludzi ze studia, poddawała się bolesnej elektrolizie, by lepiej wyglądać na ekranie.
Marlena Dietrich robiła sobie „lifting”, zaczesując włosy do tyłu, naciągając skórę twarzy i unieruchamiając ja za pomocą taśmy i szpilek.
Marilyn Monroe chętnie używała błyszczyka i przyszywała guziki do swoich biustonoszy, które miały imitować sterczące sutki.
A Jennifer Grey, która zoperowała sobie nos, przyczyniła się do wzrostu popularności zabiegów plastycznych.
Reklama dźwignią handlu
Nie tylko ludzie na ekranie są ładniejsi niż w rzeczywistości.
- Chociaż oprogramowanie jest coraz lepsze, czasami wciąż trzeba poprawiać coś klatka po klatce. Kiedy mamy zbliżenie na detal, nikt nie może się zorientować, że osoba lub przedmiot były poprawiane. Jeśli ludzie coś zauważą, cała nasza praca na nic – dodawał.
Protest przeciwko ''beauty work''
- Jedną z najtrudniejszych rzeczy do poprawienia są oczy* – opowiadał Hansen, dodając, że jeśli kliknie się kilka razy za dużo, dana osoba przestanie przypominać siebie.*- Przy oczach trzeba uważać, żeby nie zmienić ich za bardzo.
A wynagrodzenie? Jak twierdzi, największą satysfakcję ma wtedy, kiedy czyta w recenzjach, że aktorzy wyglądają niezwykle młodo i pięknie. I tylko niewiele osób wie, że to wcale nie zasługa genów czy zdrowego trybu życia.
Zaledwie garstka aktorów ma ochotę i odwagę przeciwstawić się temu hollywoodzkiemu kultowi piękna. Wśród odważnych znalazły się Keira Knightley i Lena Dunham, które chętnie pokazują się bez makijażu i gorąco sprzeciwiają się retuszowi.
To ich prywatny protest przeciwko odgórnie narzuconym, nierealnym standardom Hollywood, a tym samym przeciwko „beauty work”. (sm/gk)
Na podstawie: Everyone is altered. The secret Hollywood procedure that has fooled us for years, Josh Dickey, Mashable.com, http://mashable.com/2014/12/01/hollywood-secret-beauty-procedure/