Bezgraniczna potęga uczucia
W tygodniu, w którym miłość ma najwięcej do powiedzenia, „Biała Masajka” jest najlepszym przykładem na to, jak zrobić wyjątkowy pod każdym względem film. Jak opowiedzieć o uczuciach, które w jednej chwili potrafią odmienić życie, zaprowadzić na drugi koniec świata, a także przewartościować je w sposób pełny.
04.12.2006 18:08
I co warto podkreślić, nie jest to historia przez kogoś wymyślona. Kanwą opowieści są wydarzenia, które miały miejsce kilka lat wstecz i które sprawiły, że młoda, biała kobieta postanowiła zostawić cywilizowane życie w Szwajcarii i zamieszkać w Afryce, w plemieniu Samburu, u boku swego męża, Lemaliana.
Od pierwszych chwil, od pierwszych minut wchłania nas olśniewające piękno Afryki, jej nieogarnięte wzrokiem przestrzenie, a także uczucie, a wręcz miłość, która narodziła się w kilku, prostych spojrzeniach. Pomyślicie sobie, że to szalone, a jednak tak nie jest. Czasem tak niewiele potrzeba, czasem właśnie jedno spojrzenie może wystarczyć, aby on lub ona stał się lub stała się naszym partnerem do końca życia.
Jest w tym filmie wielka siła, jest lekkość i naturalność opowieści, jest właśnie to uczucie, które pulsuje z ekranu i którym możemy się sycić. Jest tu również wyjątkowe pod każdym względem aktorstwo, choć w dużej mierze obsadę aktorską tej opowieści stanowi czarny lud Afryki. I tylko kilka pojedynczych, białych twarzy, co jakiś czas przemyka przed ekranem.
Ponad dwie godziny filmu przemija w mgnieniu oka, od momentu jednej życiowej decyzji, do drugiej, równie ważnej i wyjątkowo trudnej. Dwie godziny, w których… zamyka się kilka lat życia Caroli, Lemaliana, ich córki, Sarai, ale przede wszystkim ciągłe poznawania życie ludu Samburu przez Carolę i próba zrozumienia ich często bezlitosnych zwyczajów. Ona, biała, cywilizowana kobieta, bardzo często nie potrafi się z nimi pogodzić i w nich odnaleźć, choć za wszelką cenę próbuje i stara się, aby nie zawieść swojego męża.
Jeśli wciąż nie wiecie, czym jest prawdziwa miłość i jakich wymaga poświęceń, bez wątpienia nie możecie ominąć tego filmu. On nauczy Was kochać, on poprowadzi Was w stronę miłości przez duże „M”, a nie jedynie jej namiastki, jakiegoś, chwilowego zauroczenia, kilkudniowej fascynacji. Jakże często to, co zwiemy miłością nie ma z nią nic wspólnego, jakże często nadużywamy tego słowa, a przecież nie oto chodzi, by wypowiadać je, co kilka minut, ale by swoim życiem, postępowaniem, uczynkami dawać świadectwo drugiej osobie.
Carola postawiła wszystko na jedną kartę, mając świadomość, że decyzja, jaką podjęła ma niebagatelne znaczenie, a jednak krótki powrót do Szwajcarii i kolacja przy rodzinnym stole dały jej jasno do zrozumienia, że podjęła jedyną, słuszną decyzję.
Nie powiem, jak skończył się ten film, to trzeba i należy odkryć samemu. I jest to obraz, na który nie należy wybierać się samemu, tylko z chłopakiem lub dziewczyną, żoną lub mężem, a może narzeczoną lub narzeczonym. Wyjątkowa pod każdym względem lekcja miłości dla każdego z nas, którą polecam każdemu bez względu na wiek.