Bogusław Linda: W kinie płaczę
Twierdzi, że we Wrocławiu są najpiękniejsze w Polsce kobiety. Życia prywatnego gotów jest bronić w sądzie. I przyznaje, że aktorstwo zawsze go nudziło. Co jeszcze trzeba wiedzieć o Bogusławie Lindzie?
Pamięta Pan Wrocław z czasów, kiedy pracował w Teatrze Polskim?
Byłem młody, uczyłem się zawodu. Mieszkałem ponad sześć lat w trzonolinowcu na ulicy Dworcowej i to było moje pierwsze własne mieszkanie. Dostałem je od Teatru Polskiego. Grałem tam od razu główne role, dlatego tyle się nauczyłem. Ale najlepiej wspominam rolę Hamleta. Codziennie szedłem do pracy i myślałem, jak będę prowadzić monolog przez trzy godziny bez przerwy. Kilogramy same mi uciekały!
Pana najnowszy film, "Jasne błękitne okna", powstał na Dolnym Śląsku. Chciałby Pan kiedyś jeszcze tu pracować?
Oczywiście, że tak. Tu są najpiękniejsze kobiety w Polsce i fantastyczne tereny. "Seszele" i "Sezon na leszcza" zrealizowałem na Dolnym Śląsku. Żałuję tylko, że Wytwórnia Filmów Fabularnych upadła. Pracowało w niej wielu wspaniałych ludzi.
Przez 30 lat był Pan głównym macho polskiego kina i idolem nastolatek. Jak się Pan z tym czuł?
Nigdy nie byłem macho polskiego kina ani idolem nastolatek. To są wymysły dziennikarzy i nie chcę się pod nimi podpisywać. Zrobiłem ponad 90 filmów i w żadnym nie było ani trochę "maczyzmu". To jest tylko i wyłącznie kwestia roli, jaką się gra. Nie należy mylić kina z życiem.
Ale procesował się Pan z gazetą "Halo" za opublikowanie zdjęcia Bogusława Lindy w bamboszach.
Nie chodziło tu o to, czy byłem w bamboszach, czy nie. Mogłem leżeć pijany na czerwonym dywanie – to nie miało znaczenia. Ale wciągnęli w to moją córeczkę, a ja nie chcę, żeby jej twarz widniała na łamach jakiegoś szmatławca.
Jaki jest Bogusław Linda prywatnie?
A pani wie, jak się pani zachowuje w domu? Nie mam pojęcia, jestem sobą i zachowuję się swobodnie. To pytanie należałoby zadać mojej żonie, ona najlepiej na nie odpowie.
Nakręcił Pan film o kobietach i dużo czasu spędzał Pan z nimi na planie. Czego nowego dowiedział się Pan na ich temat?
Niczego nowego się o kobietach nie dowiedziałem, bo ciągle nic o nich nie wiem. Zawsze były dla mnie wielką tajemnicą. Myślę, że to jest fantastyczne, bo cały czas jestem ich ciekaw i nigdy mi się nie nudzą. Najbardziej cenię w nich to, że są nieodgadnione.
Żona i córka wprowadziły coś nowego do Pańskiego filmu?
Nie rozmawiamy na tematy zawodowe. Rzeczywiście, żona namówiła mnie do przeczytania scenariusza, który kilka dni leżał na moim biurku. Ale na tym jej rola się skończyła. Ona ma swoje życie i nie wtrąca się do tego, co ja robię.
Wspomniał Pan, że zagrał w ponad 90 filmach. Czy aktorstwo może się kiedyś znudzić?
Ależ ono nudziło mnie od początku i nigdy nie byłem jego fanem. Pracuję w tym zawodzie tylko dlatego, że kocham ciągłe zmiany, nowych ludzi i miejsca.
Nadal uważa Pan, że polskie kino ma się źle?
Niestety tak, ale tu nie chodzi o to, że jest z nim źle pod względem artystycznym. Mamy olbrzymi potencjał, fantastycznych aktorów i reżyserów. Brakuje jedynie pieniędzy, które są podstawą w Polsce. Bez nich nie uda się zrealizować żadnego dobrego projektu. My się zajmujemy polityką, a nie kulturą i kinem.
Jest Pan autorem książki "Spaghetti dla samotnego mężczyzny". Wciąż jest Pan miłośnikiem kuchni?
Uwielbiam gotować i staram się to robić jak najczęściej, bo najlepiej odpoczywam właśnie w kuchni. Ale dzielimy się z żoną obowiązkami i robimy to na zmianę.
Cezary Pazura po uroczystej premierze filmu w Warszawie był zachwycony, a Daniel Olbrychski przyznał się, że obraz doprowadził go do łez. Co Pan myśli o tym, że tak rozczula Pan mężczyzn?
Cieszę się z tego powodu i bardzo mi to schlebia. Ja sam często płaczę w kinie i nie uważam, żeby to było coś złego. Łatwo jest mnie rozczulić i jeżeli chłopcy też się wzruszyli, to znaczy, że film się udał.
Bogusław Linda
Zasłynął rolami w filmach twórców kina moralnego niepokoju – "Kobiecie samotnej" Agnieszki Holland i "Przypadku" Krzysztofa Kieślowskiego. W "Krollu", "Psach", "Psach 2" i "Demonach wojny według Goi" stworzył galerię polskich "brudnych Harry’ch" – gliniarzy i żołnierzy, którzy problemy rozwiązują siłą pięści, a kobiet używają w charakterze materacy. Nic dziwnego, że dziennikarze przyczepili mu etykietkę macho. Ale potrafił być melodramatyczny – w "Sarze", gdzie jako twardziel-ochroniarz zakochuje się w nastolatce czy w "Tacie", gdzie walczył o córkę. Wyreżyserował "Seszele", "Sezon na leszcza" i "Jasne błękitne okna". Jego żoną jest jedna z najpiękniejszych polskich modelek – Lidia Popiel. Ma 14-letnią córkę i dwóch synów – bliźniaków. Dba o prywatność. Kobiety czaruje opowieściami o tym, jak spotkał się oko w oko z barakudą. Raz do roku wyrusza w samotny rejs, najlepiej po Karaibach. Ma tam ulubioną, prawie bezludną wyspę, na której najlepszy kucharz świata czeka tylko na telefon od samotnych żeglarzy, żeby
powitać ich świeżutkimi langustami i wielkim wyborem markowych alkoholi.