Bronisław Pawlik zmarł 16 lat temu. Miał miłość i karierę. Pogrążyła go największa słabość
05.05.2018 21:42
Koledzy go uwielbiali i cenili za profesjonalizm oraz doskonałe poczucie humoru, widzów zjednał sobie serdecznością i ogromnym talentem. Wydawało się, że ma wszystko – sławę, wierną publikę, kochającą żonę i udane życie rodzinne. Niewiele osób wiedziało, że rzeczywistość Bronisława Pawlika wcale nie wyglądała tak kolorowo, a aktor przez długie lata zmagał się z poważnym uzależnieniem, które wreszcie doprowadziło do jego śmierci.
Słynna anegdota
Był jednym z aktorów, którego podejrzewano o wypowiedzenie legendarnej już kwestii "A teraz kochane dzieci, pocałujcie misia w d…” w programie "Miś z okienka" - co miało sprawić, że stracił pracę w programie. Słynne zdanie jednak prawdopodobnie nigdy w telewizji nie padło – anegdota, która zdobyła taką popularność, miała zostać wymyślona dla żartu przez jednego z telewizyjnych prezenterów.
– Kiedy patrzę na karierę tej legendy, niezmiernie żałuję, że nigdy tych słów nie wypowiedziałem – śmiał się kiedyś Pawlik i tłumaczył, że z fuchy zrezygnował sam, bo prowadzenie programu wreszcie go znużyło.
Widzów zachwycił zwłaszcza kreacją Rzeckiego w "Lalce"; można go było też oglądać w "Alternatywach 4", "Zmiennikach", "Chłopach", "Misiu" czy "Karierze Nikodema Dyzmy" - nawet z niewielkiej, pozornie miało interesującej roli potrafił zrobić prawdziwe arcydzieło.
- Aktorstwo było z nim zrośnięte niemal biologicznie – mówił później Jan Kociniak.
Miłość od pierwszego wejrzenia
Pawlik wyjątkowo cenił sobie również teatr - i to właśnie tam, jeszcze jako student, poznał swoją przyszłą żonę, również aktorkę, Anielę Świderską. To była miłość od pierwszego wejrzenia – zakochani szybko się pobrali i od tamtej pory, ze względu na wykonywaną pracę, byli praktycznie nierozłączni, ciesząc się z każdej spędzonej wspólnie chwili. Oczywiście w ich małżeńskim pożyciu zdarzały się i większe kłótnie:
- Czasem [żona] mówi o mnie "choleryk”, za chwilę poważnie tłumaczy, iż jestem człowiekiem trudnym, a jednocześnie takim, z którym można wytrzymać nawet dwieście lat – przytacza słowa Pawlika "Na żywo".
Sam przyznawał, że nie jest człowiekiem łatwym we współżyciu, a o jego wybuchowym temperamencie krążyły w branży legendy, ale współpracownicy tolerowali jego wybryki, podkreślając, że prywatnie Pawlik był człowiekiem pełnym ciepła, na którym można było polegać.
Wspomnienia kolegów
- W robocie bardzo nerwowy, trudny do prowadzenia, ale w środku dusza anioła! – mówił w Polskim Radiu Zdzisław Dąbrowski. - Te "awantury”, które urządzał, nie były po to, by zniszczyć kogoś, ale po to, by siebie podbechtać, by emocja była maksymalna. I to się sprawdzało.
- Był bardzo lubiany jako człowiek. Z temperamentu raptus, bardzo pobudliwy, co powodowało często wiele zabawnych sytuacji, ale też, jeżeli ktoś go jeszcze nie znał, zadrażnień. Nikt tego nie brał na serio, bo był to człowiek o gołębim sercu i w gruncie rzeczy bardzo nieśmiały - dodawał Olgierd Łukaszewicz.
Wierny żonie
Jego kariera nabierała tempa, ale Pawlik zapewniał, że starał się nie zaniedbywać życia rodzinnego. Świderska okazała się dla niego idealną partnerką - nigdy nie żaliła się, że pozostaje w cieniu męża, jego popularność ją cieszyła, nigdy nie zazdrościła mu sukcesów, a prężnie rozwijająca się kariera Pawlika nie stała się źródłem domowych konfliktów. Przeciwnie. Aktor, co rzadkie, nie korzystał ze sławy – choć kobiety go uwielbiały, pozostawał wierny swojej żonie. Ona zaś ufała mu całkowicie.
Wydawało się, że nic nie jest w stanie ich rozdzielić.
Problem z alkoholem
To nie rutyna czy inna kobieta zniszczyła ich małżeństwo, a wódka. Pawlik, nie mogąc poradzić sobie ze stresem nieodłącznie towarzyszącym pracy aktora, coraz częściej zaglądał do kieliszka. I choć żona próbowała odciągnąć go od alkoholu, jej starania szły na marne.
- Wylewał na siebie hektolitry wody kolońskiej, to była taka próba oszukania otoczenia przez nałogowego alkoholika. Że niby nie czuć wtedy alkoholu i wszystko jest w porządku, podczas gdy nic nie jest w porządku, bo to choroba – cytuje magazyn "Na żywo" słowa znajomego Pawlika.
Świderska przez długie lata znosiła to cierpliwie i w milczeniu, wierząc, że mąż pokona chorobę alkoholową. Trwała przy nim wiernie, wspierała go i dbała, by świat nie dowiedział się o jego nałogu.
Nowotwór żołądka
Alkohol, spożywany często i w dużych ilościach, nie miał dobrego wpływu na stan zdrowia Pawlika. Aktor narzekał na coraz gorsze samopoczucie, przestał dogadywać się z żoną, czuł się coraz bardziej samotny.
W 1998 roku trafił do szpitala z powodu wylewu krwi do mózgu, ale dzięki szybkiej interwencji lekarskiej wrócił do zdrowia i do pracy. Potem zdiagnozowano u niego nowotwór żołądka. Tym razem lekarzom nie udało się go uratować. Aktor zmarł 16 lat temu, 6 maja 2002 roku.