Cała prawda o Janie Nowickim. Tak spędził ostatnie dni

Reżyser Jacek Bławut mówi WP, że jeszcze w weekend oglądał z Nowickim mistrzostwa świata. - Janka trzeba zapamiętać, jako osobę, która pochłaniała życie - mówi autor filmu "Orzeł. Ostatni patrol".

Jan Nowicki w 2011 na Przystanku Woodstock
Jan Nowicki w 2011 na Przystanku Woodstock
Źródło zdjęć: © AKPA

Jan Nowicki był jednym z najwybitniejszych polskich aktorów . Urodził się 5 listopada 1939 r. w Kowalu pod Włocławkiem. Zadebiutował na scenie 7 października 1964 r. na deskach Starego Teatru w Krakowie, a na ekranie w 1963 r. Związany z kręgiem twórców kabaretu Piwnica pod Baranami. Zagrał w ponad 240 filmach. Najbardziej charakterystyczne role stworzył w obrazach: "Wielki Szu", "Sanatorium pod Klepsydrą", "Pan Wołodyjowski" i "Sztos".  Przez ponad 30 lat jego teatralną kolebką był Stary Teatr w Krakowie, gdzie zagrał dziesiątki ról.

Jana Nowickiego wspomina reżyser Jacek Bławut, autor m.in. nagrodzonego na festiwalu w Gdyni filmu "Orzeł. Ostatni patrol" oraz "Jeszcze nie wieczór", w którym Nowicki zagrał główną rolę.

Sebastian Łupak: Byliście przyjaciółmi?

Jacek Bławut: W piątek oglądaliśmy razem mecz Brazylia – Kamerun, bo Janek był zagorzałym kibicem piłkarskim. A w sobotę jedliśmy śniadanko. Było miło, wszystko było w porządku. Żona Janka, Ania [Kondratowicz – red.], pyta, czy jajecznica ma być na maśle czy smalcu. "Tylko na smalcu - smalec to życie!" – powiedział Nowicki. Bo on kochał życie. Nie tyle kochał, co połykał je, pochłaniał, jadł je łyżkami. Zawsze otwarty, dowcipny, celny w ripostach, a gdy trzeba – cyniczny. 

Pijmy na raz ... Jan Nowicki i przyjaciele (Muniek - Ring Dong)

Jak przyjmował starość?

Pogodnie, jako naturalną kolej rzeczy. Miał kłopoty ze zdrowiem, ale z drugiej strony miał bieżnię w pokoju. Walczył! Pisał ostatnio dużo książek, wspomnień, to go głównie zajmowało. Był aktywny w lokalnej społeczności. Był druhem w OSP w remizie w Kowalu, gdzie mieszkał. Do tego zawsze przebierał się w święta za Mikołaja, brał sanie czy jakiś powóz, i rozwoził dzieciom prezenty. W tym roku dzieci będą smutne. Takiego pełnego życia Janka trzeba zapamiętać.

Chciał grać?

Zagrał epizod w ostatnim filmie Krzysztof Zanussiego "Liczba doskonała". Zanussi dzwonił do niego pięć razy dziennie, aż Janek się zgodził.

A ja pytałem go: "Janek, zagrałbyś, jakby było coś fajnego? "No pewnie, że bym zagrał!" Tylko czekał na dobry pomysł.

Był spełnionym aktorem?

Swój szczyt, swoje K2, osiągnął w Starym Teatrze w Krakowie. To była najwyższa półka aktorska: on czy np. Jerzy Trela. Przecież, jak Janek wcielił się w rolę Stawrogina w "Biesach", to przez kilka lat nie wyszedł z roli. Przez ten cały czas był bohaterem Dostojewskiego.

Jeśli chodzi o film, to oczywiście ludzie kojarzą go głównie z roli w filmie "Wielki Szu". Ale był przecież wybitny w "Magnacie" Filipa Bajona czy w "Dziewięciu miesiącach" Marty Meszaros.

Zagrał u pana w "Jeszcze nie wieczór". Jak pan go wspomina z planu?

To film o domu artystów weteranów w Skolimowie. Z obsady odeszła już większość osób, m.in. Nina Andrycz. To było pożegnanie z pewnym pokoleniem. Kazałem mu być sobą i on to doskonale zrobił. On był takim aktorem, że trzeba mu było na planie niejako odejmować, upraszczać ekspresję, żeby to był taki filmowy szept.

Rozmawiał Sebastian Łupak

Źródło artykułu:WP Gwiazdy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (183)