"Che" jako krwawy idol?

Książki, koszulki, plakaty z Che znaleźć i kupić można wszędzie. Nawet w supermarketach. Nie brakuje muzeów i pomników poświęconych jego postaci. W tyle nie mogło pozostać kino.

"Che" jako krwawy idol?
Źródło zdjęć: © SPI International Polska

27.04.2009 12:18

Można się zastanawiać, czy młodzi ludzie paradujący w koszulkach z podobizną Ernesto Guevary wiedzą, kim naprawdę był ich idol. Być może większą świadomość tego mieli zbroczeni krwią członkowie bandy Baader-Mainhoff czy sympatycy lewicowych ugrupowań z lat 60., walczący z establishmentem, amerykańskim imperializmem i wojną w Wietnamie.

Che na sztandarze

To wtedy na sztandarach, obok wujka Ho czy przewodniczącego Mao, nieodłącznie pojawiała się twarz argentyńskiego rewolucjonisty. Ho Chi Min i Mao żyli długo. Swoje idee udało się wcielić w życie, choć na szczęście nie do końca. Che zginął młodo. Ale w dużej mierze to właśnie ta śmierć wykreowała jego mit.

Legendę o bezkompromisowym bojowniku o prawa uciśnionych w twórczy sposób rozwijały tabuny lewicowych intelektualistów. Wystarczy wejść do jakiejkolwiek księgarni w Europie, by natrafić na długą półkę z publikacjami poświęconymi Guevarze. Wśród zalewu hagiografii z trudem można znaleźć pozycję mniej politycznie poprawną. Ale można.

Nie dziwi fakt, że barwną postacią Ernesta Guevary zainteresowali się filmowcy. Z pewnością zasługuje na film. Tyle że efekt tych zainteresowań jest zaskakująco jednostronny. Utrwala zrodzony kiedyś mit. Wydawałoby się, że po latach od wydarzeń, w jakich odegrał doniosłą rolę, film o Guevarze powinien przedstawić jakąś prawdę o tej postaci.

Che w kadrze

Niestety, dwa filmy poświęcone Che, które trafiły na nasze ekrany w ostatnich latach, stały się elementem kampanii promocji jego postaci. Potraktowały biografię Che wybiórczo. Che pojawiał się w filmie fabularnym już wcześniej, ale w „Dziennikach motocyklowych” i monumentalnym, wyświetlanym w dwóch częściach, filmie Stevena Soderbergha stał się postacią pierwszoplanową. Jeszcze wcześniej, bo w 1996 r., Che pojawił się w filmie „Evita”, nakręconym według musicalu Andrew Lloyd Webbera. W tej muzycznej opowieści biograficznej o Evie Peron, którą w filmie zagrała Madonna, Che pełnił rolę narratora, który wytykał bohaterce odstępstwa od pryncypiów peronistowskiej rewolucji.

Młodość buntownika

„Dzienniki motocyklowe” Waltera Sallesa z 2005 roku, oparte m.in. na wspomnieniach Guevary, sięgają do czasów młodości bohatera, który w 1952 roku wraz z przyjacielem przemierza Amerykę Południową. Ta podróż od Kordoby po Caracas sprawi, że młody człowiek z dobrze sytuowanego domu pozna zupełnie inny świat. Świat ludzi skazanych na ból, biedę, cierpienie i niesprawiedliwość. I jednocześnie rodzi się w nim pragnienie, by ten świat zmienić. Guevara trafia do kolonii trędowatych w peruwiańskiej dżungli, gdzie wygłasza płomienne przemówienie, przemywa rany chorym, przepływa rzekę, by pokazać, że jest po stronie pokrzywdzonych. Zaczyna wątpić w wartość postępu mierzonego sukcesem gospodarczym, który tak wielu ludzi pozostawia poza nawiasem społeczeństwa. „Dzienniki motocyklowe”, przedstawiając wyidealizowaną postać bohatera, przypominają w swoich intencjach propagandowe filmy radzieckie o młodości na przykład Lenina.

Wybrał rewolucję

Ponad czterogodzinny film Stvena Soderbergha – którego pierwsza część „Che. Rewolucja” trafiła już na nasze ekrany, a druga „Che. Guerilla” znajdzie się w kinach jesienią – rozpoczyna się dwa lata po wydarzeniach przedstawionych w „Dziennikach motocyklowych”. Guevara znalazł już swoją drogę życiową. Wybrał rewolucję. W Meksyku, gdzie trafił po ucieczce z Gwatemalii, spotkał Fidela Castro. Castro przygotowuje ekspedycję na Kubę, by obalić dyktaturę Batisty. Guevara dołącza do partyzantów i wraz z nimi płynie na wyspę.

Film to właściwie seria scen obrazujących kolejne etapy działalności oddziału Guevary, który z lekarza przemienia się w jednego z najważniejszych partyzanckich komendantów. Sceny z okresu walki z wojskami Batisty przeplatają się z utrzymanymi w dokumentalnym stylu scenami związanymi z pobytem Guevary w 1964 w Nowym Jorku, gdzie wygłosił przemówienie na walnym zgromadzeniu ONZ. Druga część filmu, „Guerilla”, opowiada o wyprawie Guevary do Boliwii, gdzie z grupą towarzyszy usiłował wzniecić rewolucję. Jego działania nie znalazły jednak poparcia wśród widocznie nieuświadomionych klasowo boliwijskich chłopów. On sam został zabity po poddaniu się żołnierzom boliwijskiej armii.

Będziemy rozstrzeliwać

Oglądanie filmu Soderbergha to zajęcie wyjątkowo nużące. Przedstawia on, podobnie jak „Dzienniki motocyklowe”, postać widniejącą na sztandarach wszelkiej maści lewicy w sposób wyjątkowo wybiórczy. Charakterystyczne, że twórcy tych filmów nie zajmują się dokonaniami Guevary na Kubie ani też owocami jego działalności. „Nie interesuje nas obecna sytuacja polityczna na Kubie. Jesteśmy filmowcami, którzy robią film o pewnym okresie czasu widzianym oczami Che” – mówiła producentka filmu. To też sposób na podejście do twórczości. Tyle że w ten sposób można usprawiedliwić nakręcenie każdej propagandowej agitki. Można też przecież robić film widziany oczami Stalina czy Mao. I robić widzom wodę z mózgu. I pominąć, jak w przypadku filmów o Guevarze, setki zamordowanych przez rewolucyjne trybunały przeciwników politycznych, którzy ośmielili się przeciwstawić zwycięskiej rewolucji. A później? Ruina kubańskiej gospodarki, za co również ponosił odpowiedzialność, nędza i ucieczka z ojczyzny setek tysięcy Kubańczyków, którym
udało się na łódkach dotrzeć do USA.

Ilu z nich utonęło podczas przeprawy? A także nieudana wyprawa do Konga, gdzie usiłował wznieść sztandar rewolucji. To tylko niewielka część dokonań idola intelektualnej lewicy, którego z zapartym tchem słuchano w czasie sławnego wystąpienia w ONZ. „Co jest najważniejszą cechą rewolucjonisty?” – pyta dziennikarka Guevarę w czasie jego pobytu w Nowym Jorku. „Miłość” – odpowiada Che bez wahania. „Miłość?” – nie może uwierzyć zdumiona kobieta.

„Tak – dopowiada obecny przy rozmowie dyplomata – miłość ludzkości, sprawiedliwości i prawdy”. Dziennikarkę zapewne zdumiała deklaracja rewolucjonisty, który w czasie niedawnego wystąpienia w ONZ wyjaśniał: „Egzekucje na Kubie? Tak, rozstrzeliwaliśmy, rozstrzeliwujemy i będziemy rozstrzeliwać, dopóki będzie to konieczne”. I jednocześnie piętnował skorumpowane dyktatury Ameryki Łacińskiej.

Twórcy niektórych portretów stylizowali postać bohatera filmów na Jezusa Chrystusa. W filmie padają autentyczne słowa Guevary, że „Bez nienawiści w sobie nie da się pokonać brutalnego wroga”. To pamiętne stwierdzenie dalekie jest od przesłania „Kochaj nieprzyjaciół swoich” autorstwa innego radykalnego „Rewolucjonisty”. Z pewnością o wiele bardziej radykalnego i zarazem trudniejszego niż nauka nienawiści.

Edward Kabiesz

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)