2016 - rok wielkich powrotów
Są takie zjawiska, o których marzymy, by zostały w przeszłości – fryzura a’la Limahl, filmy typu „Ciacho” czy sztuczna opalenizna Agnieszki Włodarczyk. Zgroza!
Są też takie, które wracają cyklicznie – moda na dzwony, grochy w stylu „Magdy M.”, czy kolejne dramaty w życiu Kim Kardashian. Są rzeczy pewne w show-biznesie jak podatki i krągłości Ewy Farnej – nawet jeśli na chwilę znikają z horyzontu, to prędzej czy później na pewno nas dopadną.
Rok 2016 w Polsce okazał się zdecydowanie rekordowy pod względem powrotów – tych wyczekiwanych i zaskakujących, zarówno udanych, jak i niezbyt trafionych.
Jednym z największych – i zarazem najbardziej zaskakujących – okazał się powrót wyżej wspomnianej Agnieszki Włodarczyk. Przez wielu spisana na straty aktorka o opinii osoby wyjątkowo trudnej we współpracy, pokazała nam się z zupełnie innej strony. Wszystko dzięki hitowi TVN „Azja Express”. Program obnażył i pokazał w nowym świetle wiele osobowości – choćby przebojową Małgorzatę Rozenek czy najbardziej znienawidzoną w tym roku celebrytkę – „Renulkę” Kaczoruk (Wojewódzką?). Jednak to Agnieszka wykorzystała w pełni potencjał formatu – nie tylko doszła aż do finału, ale też zrobiła to, co niewielu się udaje – odzyskała sympatię widzów.
Przypomnijmy, że skądinąd utalentowana aktorka i wokalistka, przez lata musiała zadowalać się marginesem polskiego show-biznesu, bo zwyczajnie ludzie nie chcieli jej oglądać. Dlaczego? Dwa główne powody to jej trudne usposobienie, które urosło wręcz do rangi legendarnego, oraz jej życie uczuciowe – które przez wielu widzów zostało uznane za godne krytyki. Gwiazda, którą określano jako kapryśną, skorą do fochów i nie szanującą współpracowników, chętnie chwaliła się w mediach uczuciem do kolegi po fachu, Mikołaja Krawczyka. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że Mikołaj zostawił inną aktorkę, Anetę Zając z dwójką małych dzieci. Bez względu na to, czy była w tym wina Agnieszki, czy nie, przylgnęła do niej łatka bezwzględnej, rozbijającej rodziny femme fatale. Mimo wygranej w „Jak oni śpiewają” i drugiego miejsca w „Twoja twarz brzmi znajomo”, wciąż nie mogła wrócić do łask widzów. Dopiero „Azja Express”, w którym pokazała się z zupełnie innej strony, przełamał jej fatalną passę. Włodarczyk wycisnęła program jak cytrynę – wraz z Marią Konarowską stworzyły szczery, zabawny i wyjątkowo sympatyczny duet. Nie tylko unikały konfliktów, ale też chętnie pomagały innym uczestnikom. Do tego Włodarczyk ujęła widzów naturalnością, poczuciem humoru i – o dziwo – skromnością. Decyzja o udziale w programie okazała się dla niej strzałem w dziesiątkę. Jak sama przyznała w jednym z wywiadów, wiadomości z "hejtami" zmieniły się we wsparcie fanów. Oby nie zmarnowała tej szansy!
Jeśli już mowa o femme fatale, to największy powrót tego roku ma jedno imię: Beata. Nikt tak nie wymiata, jak Kozidrak Beata – i pokazała to w 2016. Zdrada, trudny rozwód, życie prywatne rozkładane na czynniki pierwsze przez kolorowa prasę, podział majątku i awantura o Bajm. Potem jednak, zamiast upadku i końca kariery, co wielu przepowiadało, nowa miłość, nowy wizerunek i nowa, solowa płyta, która okazała się prawdziwym hitem.
Beata zamieniła toporne kozaki na eleganckie szpilki, ale nie zrezygnowała z pazura, za który ją kochamy. Do tego na płycie w ostrych tekstach rozliczyła się z niewiernym mężem, co tylko podgrzało atmosferę wokół jej rozstania. Niedawno w „Fakcie” zapowiadała, że planuje trasę koncertową na miarę Madonny. Trzymamy kciuki!
Powroty to także kultowe programy. Co prawda hucznie zapowiadana reanimacja „Wielkiej gry”, ku rozpaczy redakcji, nie doszła do skutku, ale i tak jest nieźle. Ruszyły przesłuchania do nowej edycji pierwszego w Polsce talent-show - “Idola”. W nowej odsłonie i z nowym jury show uwielbiane przez miliony wraca. Tam poznaliśmy Anię Dąbrowską, Monikę Brodkę, Szymona Wydrę, Tomka Makowieckiego, Ewelinę Flintę, Krzysztofa Zalewskiego, Mariusza Totoszko, Sławka Uniatowskiego, czy zwyciężczynię pierwszej edycji - i jednocześnie pierwszą zwyciężczynię talent-show w Polsce - Alicję Janosz, która w tym roku zaśpiewa jako jedna z gwiazd podczas sylwestra Telewizji WP we Wrocławiu - tu więcej na ten temat. Program stworzył też osobowości jurorów - bez “Idola” nie byłoby Wojewódzkiego, którego dziś znamy, nie poznalibyśmy Eli Zapendowskiej, czy świętej pamięci Roberta Leszczyńskiego. W nowej edycji za jurorskim stołem zobaczymy Elę, Ewę Farną, Janusza Panasewicza i Wojciecha Łuszczykiewicza z zespołu Video.
Nie tylko kultowy “Idol” wraca - ruszyły także eliminacje do nowych… “Milionerów”. Uwielbiany w Polsce i na świecie teleturniej zniknął z anteny TVN po 10 sezonach i czterech latach emisji w 2003 roku. W tym czasie w Polsce upragniony milion pał tylko raz. Teraz czeka nas wielki powrót - i programu, i Huberta Urbańskiego, który ponownie zasiądzie w fotelu prowadzącego. Z resztą, to dzięki programowi stał się sławny, został gwiazdą, a przez zakończenie emisji zaczęły się jego problemy. Teraz wraca niczym feniks z popiołów - i nic dziwnego - chyba nikt nie wyobraża sobie tego programu bez niego.
Warto jednak pamiętać, że nie każdy powrót to dobry pomysł. TVP postawiła w tym roku na powroty - choćby “Sondy” pod nowym szyldem “Sondy 2”, nie osiągnęła jednak świetnych wyników - program przegrywał w swoim paśmie z konkurencją. Mimo to Telewizja Polska zdecydowała się na dalszą produkcję - może przełamie złą passę?
Mówiąc o TVP i powrotach, nie sposób pominąć powrotu „Mody na sukces”. Serial, który doczekał się 7491 odcinków i jest nadawany bez przerwy od 1987 roku. W Polsce, ku rozpaczy fanów i widzów, TVP zrezygnowała z emisji w 2014 roku. W 2015 nowe odcinki trafiły na należącą do TVN platformę Player.pl, a w 2016 kultowa “Moda na sukces” wróciła na antenę telewizji za sprawą Nova TV.
Można odetchnąć z ulgą - oprócz podatków pewna jest miłość Brooke i Ridge’a, kariera Beaty Kozidrak i nasza miłość do telewizji.
Aleksandra Pajewska, Wydawca show-biz