Dalej, bryło, z posad świata!
Raz na jakiś czas mam przyjemność obejrzeć film, do którego zachęcam później wszystkich swoich krewnych i znajomych. Ostatnio w taki nastrój wpadłem po projekcji Memento, teraz postaram się Was przekonać do tego, aby wybrać się do kina na Głośniej od bomb, nowy film według scenariusza i w reżyserii Przemysława Wojcieszka.
04.12.2006 18:07
Małe miasteczko gdzieś w Polsce. Umiera ojciec Marcina, mechanika samochodowego, który aby opiekować się chorym rodzicem kilka lat temu rzucił studia. Marcin nie ma żadnej bliskiej rodziny. W przygotowaniach do pogrzebu pomaga mu Kaśka, jego dziewczyna, z którą spotyka się od wielu lat. Kaśka otrzymała propozycję wyjazdu do Stanów. Jej rodzice uważają, że to wielka szansa, która umożliwi jej lepszy start w życiu. Marcin boi się jednak, że dziewczyna już nigdy nie wróci zza oceanu...
Głośniej od bomb w przeciwieństwie do innych powstający obecnie produkcji o młodzieży (z Hakerem na czele) jest filmem bardzo prawdziwym. Problemy i rozterki ekranowych bohaterów nie są wydumane. Marcin i Kasia wkraczają w dorosłość, na którą w teraźniejszej rzeczywistości nie mają żadnego pomysłu. Mieszkają w małym miasteczku, gdzie nie ma pracy. Nie studiują. Nie wiedzą co dalej. W rozmowie z rodzicami Kasi (jedna z najlepszych scen w filmie) Marcin usiłuje przekonać przyszłych teściów, że wszystko się uda. Widać jednak wyraźnie, że nie ma konkretnego planu. Jego argumenty to slogany do znudzenia powtarzane przez przyjaciół i media. Wie jedynie, że wspólnie z Kasią będą żyli głośniej od bomb, po swojemu. I będą szczęśliwi, mimo wszystko. Dalej, bryło, z posad świata! - zdają się mówić bohaterowie Wojcieszka. A my życzymy im z głębi serca, aby tak się stało. Jesteśmy po stronie
ich marzeń.
Głośniej od bomb to film, który w pewnym sensie przypomina czeskie kino. Traktuje o sprawach poważnych, ale czyni to w sposób niezwykle zabawny. Obraz pełen jest wyrazistych, niekiedy wręcz karykaturalnych postaci, których pojawieniu się na ekranie towarzyszą głośne wybuchy śmiechu. Największą gwiazdą obrazu jest bez wątpienia zafascynowany kulturą amerykańską i niemieckim techno wujek Marian, brawurowo zagrany przez Andrzeja Gałłę. Przezabawna, potraktowana nieco z przymrużeniem oka postać jest, podobnie jak cała historia, niezwykle prawdziwa. Nie ma w niej sztuczności.
Wspaniale na dużym ekranie prezentuje się także Magdalena Schejbal jako Jagoda, młoda dziewczyna która pod wpływem poezji Haliny Poświatowskiej postanawia zmienić swoje życie.
Nieźle wypadli również odtwórcy głównych ról, czyli Sylwia Juszczak i Rafał Maćkowiak, choć moim zdaniem ich kreacje zostały przyćmione przezdrugoplanowe role Gałły i Schejbal.
Od czasu pokazania filmu w Gdyni Wojcieszek zbiera cięgi za błędy, których w filmie jest sporo. Co i rusz, ktoś wypomina reżyserowi, że w scenie, w której pokazany jest trup ojca Marcina nieboszczyk głęboko oddycha. Wojcieszek zdaje sobie sprawę z tych niedociągnięć i za każdym razem gęsto się z ich tłumaczy, ja jednak czepiać się ich nie zamierzam. Jest cała masa filmów, w których trup leży jak trup, ale 15 minut po projekcji już o nich nie pamiętamy. O Głośniej od bomb zapomnieć się nie da.
Z niecierpliwością czekam już na kolejny film Wojcieszka, który, jeśli wierzyć reżyserowi, ma być jeszcze lepszy niż Głośniej od bomb. A Was gorąco zachęcam abyście wybrali się do kina. Naprawdę warto.