Dobrej zabawy nigdy dość
Filmy o piratach chyba nigdy się nie znudzą. Opowieści o bezwzględnych, zawziętych i okrutnych łotrach, ale zarazem beztroskich, czasem szlachetnych, ba, nawet na swój sposób uczciwych, zawsze znajdują chętnych widzów. Piraci są synonimem niegasnącej przygody, nieskrępowanej zabawy i nieograniczonej wolności, oczywiście do czasu. Ale bycie piratem polega też na tym, że nie myśli się o jutrze i nie przejmuje niczym, póki wiatr dmie w żagle, a zapas rumu w beczkach się nie kończy. Ucieleśnieniem tego wszystkiego jest postać głównego bohatera cyklu o „Piratach z Karaibów”, czyli dobrze wszystkim znanego kapitana Jacka Sparrowa. Cieszy się on niesłabnącą popularnością od 2003 roku (kiedy to do kin weszła „Klątwa czarnej perły”), a jego charakterystyczny wizerunek stał się jedną ze współczesnych ikon popkultury.
„Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach” nie różnią się wiele od poprzednich części cyklu. Mają te same ich zalety, co i wady. Wciąż liczy się przygoda, awantury, pościgi i pojedynki. Jest to sprawnie zrealizowane kino przygodowe, pełne zwrotów akcji i efektownych rozwiązań fabularnych. Posiada wszystkie elementy, jakie taki rodzaj kina mieć powinien: widowiskowe sceny walk, brawurowe ucieczki, pomysłowe gagi i dużą dawkę humoru, zwłaszcza sytuacyjnego. Nie zabrakło także elementów nadprzyrodzonych i baśniowych – choćby paranormalne zdolności Czarnobrodego, magia czy obecność syren. Czego w tym filmie nie ma!
Producenci zadbali, by i tym razem było spektakularnie. Gore Verbinski nie podjął się zrealizowania projektu, więc jako reżysera zaangażowano Roba Marshalla (autora widowiskowych musicali „Chicago” i „Nine”). Nowemu człowiekowi za kamerą można wyliczyć kilka niedociągnięć i zarzucić pewne braki warsztatowe - oglądając sceny walk ma się czasem wrażenie, że powstały tylko po to, by zmieścić w nich jak największa ilość zabawnych epizodów. Ale w trakcie rozwoju akcji film nabiera rozpędu i ogląda się go coraz lepiej.
Poza tym żadna z części „Piratów” nie była reżyserskim majstersztykiem. „Na nieznanych wodach” też bynajmniej nie aspiruje do miana dzieła ambitnego. Miał to być obraz lekki, przyjemny, łatwy w odbiorze, zapewniający rozrywkę i jako taki spełnia swą rolę znakomicie.
Nie ma również sensu rozwodzić się długo nad logiką (lub jej brakiem) całości obrazu i konsekwencją ciągu wydarzeń. Skoro bowiem scenarzyści nie za bardzo się przejmowali podobnymi sprawami, to i my nie powinniśmy zwracać uwagi na scenariuszowe braki. W filmie akcja goni akcję, a szybkie tempo nie pozwala na podobne przemyślenia. W końcu liczy się przede wszystkim dobra zabawa, a tego tu nie brakuje.
„Na nieznanych wodach” pełen jest sprawdzonych schematów kina przygodowego i „rasowych” scen, ale za to scenarzyści przygotowali kilka niespodzianek. Nie zawsze każda historia kończy się tak, jak jesteśmy do tego przyzwyczajeni, a przewrotny humor i odrobina ironii przydają dodatkowych smaczków temu obrazowi. Ciekawie zarysowany został również wątek dziwnej miłości Jacka Sparrowa i Angeliki. Kłótnie byłych kochanków i rzucane nawzajem uszczypliwe uwagi urozmaicają wiele scen.
Po względem wizualnym film spisuje się na medal, ale tego należało się spodziewać, a nawet oczekiwać po budżecie sięgającym 250 milionów dolarów. Tak jak w poprzednich częściach, nadal ogromne wrażenie robią widowiskowe zdjęcia Dariusza Wolskiego. Obraz jest starannie wystylizowany, a podkreślić warto umiejętne operowania światłem i kolorem, nadające każdej ze scen odpowiedniego klimatu. Scenografia także przedstawia się imponująco. Czy akcja dzieje się na pirackim statku, w królewskim dworze czy tawernie, wszystko wygląda autentycznie. Na uwagę zasługuje także dbałość o kostiumy i staranna charakteryzacja. No i całość doprawia znakomita muzyka Hansa Zimmera.
Największym atutem filmu jest niewątpliwie Jack Sparrow, brawurowo odgrywany przez Johnny’ego Deppa. Aktorowi udało się po raz kolejny stworzyć dwuznaczną, a nawet trójznaczną postać sympatycznego pirata, pełnego zarówno wad jak i genialnych pomysłów. Jest to rola pełna autoironii i swoistego uroku. Towarzyszy mu nie mniej świetny Geoffrey Rush, grający kapitana Barbossę. Wyróżnić należy także postać Angeliki, mimo iż nie ma za co chwalić odtwarzającą jej rolę Penelope Cruz. Za to sama konstrukcja tej postaci jest intrygująca. Nie jest ona jednoznaczna, trudno odczytać jej motywy i można zastanawiać się, czego tak naprawdę chce i kim w ogóle jest.
„Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach” to dobra propozycja dla widzów łaknących dobrej zabawy i humoru.
Wydanie DVD, oprócz kinowej wersji filmu zawiera też kilka dodatków. Najciekawszym i jednocześnie najzabawniejszym jest na pewno materiał pokazujący wpadki na planie i potknięcia aktorów. Można się z niego dowiedzieć, że ekipa podczas kręcenia bawiła się równie dobrze, co widzowie oglądający gotowy film. Poza tym do obejrzenia są również dwa krótkie filmiki animowane z ludzikami LEGO w charakterze piratów oraz materiał promocyjny reklamujący płyty Disneya w technologii 3D.