Dyplom niewiele znaczy!
Hubert Urbański otrzymał niedawno nagrodę "Wiktora" za największe odkrycie telewizyjne ubiegłego roku. Teleturniej "Milionerzy", który prowadzi, błyskawicznie zdobył uznanie publiczności.
Mirosław Mikulski: Spodziewał się pan takiej popularności "Milionerów"?
Hubert Urbański: Spodziewałem się, ale nie aż takiej. Widziałem wcześniej ten program w wersji angielskiej i od razu wiedziałem, że to jest to. Świetny scenariusz, a nam w Polsce dodatkowo udało się to bardzo dobrze zrealizować. To jest jak teatr. Aby osiągnąć sukces, trzeba mieć świetną sztukę i dobrze ją wystawić.
M.M.: Co trzeba zrobić, aby wziąć udział w "Milionerach"?
H.U.: Trzeba zadzwonić pod numer 0 - 700 - 888888, który jest czynny całą dobę i odpowiedzieć na jedno wstępne pytanie. Potem wybrać termin nagrania i czekać. Pięć dni przed nagraniem zamykamy listę zgłoszeń i dzwonimy do stu losowo wybranych przez komputer osób. Zadajemy im dodatkowe pytanie i zapraszamy do studia dziesiątkę najlepszych. Z tego co wiem, codziennie odbieramy tysiące zgłoszeń, więc oprócz wiedzy trzeba mieć także sporo szczęścia, aby do nas trafić.
M.M.: Kim są ci ludzie, którzy przyjeżdżają na nagranie?
H.U.: To cała Polska, są profesorowie z uniwersytetów oraz bezrobotni z wykształceniem podstawowym. Bardzo szybko zauważyłem, że dyplom nie jest miernikiem wiedzy. Bezrobotny "krzyżówkowicz" po podstawówce często lepiej sobie radzi niż pracownik naukowy z uniwersytetu. Mam wiele przykładów na potwierdzenie tej tezy.
M.M.: Po co przyjeżdżają. Chcą się pokazać w telewizji, zaimponować wiedzą, czy po prostu szybko zarobić?
H.U.: Pieniądze! Myślę, że nic tak nie wyzwala emocji i potrzeby udziału w grze, jak pieniądze. To chyba naturalne. Ci, którzy mówią, że przyjechali dla zabawy, dochodzą do pewnego etapu i rezygnują z dalszej gry. Chcą zatrzymać to, co już wygrali i nie ryzykują. Większość traktuje to bardzo poważnie, choć tu też nie ma reguły. Inni z kolei przyjeżdżają po forsę, a potem szaleją w studiu. Grają o coraz wyższe stawki i ostro ryzykują.
M.M.: Jak reagują na sukcesy i klęski?
H.U.: Przeważnie trzymają się dzielnie, zwłaszcza kiedy przegrywają. Kiedy jednak spojrzę im głęboko w oczy, widzę wielkie dramaty. Kiedy wygrywają, napięcie ustępuje powoli. Lubię na nich patrzeć, kiedy wygrywają.
M.M.: Pana zachowanie w studiu jest reżyserowane?
H.U.: *Nie, tu nie ma reżyserii. Nikt mi nie mówił jak mam siedzieć, kiedy się uśmiechać i co robić. Nie mam nawet słuchawki w uchu i łączności z reżyserką. Pewne schematy wynikają tylko z konwencji programu i wymogów licencji. "Milionerzy" muszą trzymać w napięciu i dostarczać emocji widzom.
M.M.: Zna pan pytanie za milion?
H.U.: Nie, zwłaszcza że jest ich kilka. Na każdym poziomie jest wiele pytań i losuje je komputer. Ja nie znam ani pytań, ani odpowiedzi.
M.M.: Ma pan większą wiedzę niż uczestnicy teleturnieju?
H.U.: To jest jak sinusoida. Czasami mi się wydaje, że nad nimi góruję i znam poprawną odpowiedź, ale często nawet nie wiem, o co chodzi w pytaniu, za to zawodnik odpowiada błyskotliwie i bez wahania. Nie przyznaję się jednak do swojej niewiedzy. To moja słodka tajemnica.
M.M.: Denerwuje się pan w studiu?
H.U.: Tak, choć jestem w dużo bardziej komfortowej sytuacji niż zawodnicy. Jestem u siebie w domu i mam stałą pensję. Moje wynagrodzenie nie opiera się na prowizji od wygranych. Nie wydaje też własnych pieniędzy na nagrody. To miłe uczucie rozdawać ludziom nie swoje pieniądze. Denerwuję się, kiedy widzę ich jak stoją przed dramatycznymi decyzjami - wóz albo przewóz. Jedna trafna odpowiedź może odmienić ich życie.
M.M.: Pan też z dnia na dzień stał się człowiekiem znanym i popularnym. Jak pan sobie z tym radzi?
H.U.: Bardzo dobrze. To miłe uczucie i duża frajda dla mnie. Odpowiada mi to. Trzeba tylko umieć zachować dystans do rzeczywistości i wtedy tego "potwora" można opanować.
M.M.: Zmienił pan swoje życie. Ma pan nowy samochód, nowe mieszkanie?
H.U.: Nie, niczego nie zmieniłem. Poza tym, że więcej czasu poświęcam na zakupy. Wiem, że zawsze będę musiał porozmawiać w supermarkecie z kilkoma osobami. Jestem rozpoznawalny i wiele osób chce zamienić ze mną kilka słów.
M.M.: Jakie ma pan plany zawodowe?
H.U.: Nie mam konkretnych planów, ale kierunkowe. Jechać na długich światłach, czyli tak jak teraz - brać po drodze wszystko, co jest ciekawe, co wzmacnia i rozwija. Mam sporo pomysłów, ale nie wiem, co będzie za dwa, trzy lata. Na razie nie czuję potrzeby, aby za wszelką cenę robić coś nowego.
22.03.2000 01:00