Felieton: Lubię powroty
11.06.2008 | aktual.: 22.03.2017 20:23
Lubię powroty. Lubię się niecierpliwić, wyglądać z okna, no i oczywiście lubię się, w efekcie, doczekać. Lubię, nawet, się czasem rozczarować.
My się zmieniliśmy i nasi ulubieni bohaterowie również. Przybyło nam zmarszczek, tłuszczu na nogach i celulitu, czemu więc nie mielibyśmy oglądać idoli sprzed lat z lekko przerzedzoną grzywką? Oczywiście są też rzeczy, których robić nie wolno… Zapraszamy na kolejny felieton Hanny Węsierskiej.
Lubię powroty. Lubię się niecierpliwić, wyglądać z okna, no i oczywiście lubię się, w efekcie, doczekać. Lubię, nawet, się czasem rozczarować.
Czasem sam smak czekania potrafi zrekompensować mizerny efekt końcowy. Dodatkowo czekanie tym smaczniejsze, im dłuższe. Nie chodzi mi tu o wypatrywanie kolejnej części książki, nowego odcinka serialu, drugiej części filmu.
Takie „czekania” nijak się maja do tego czekania, które od 2005 roku fundować zaczął nam przemysł filmowy. Do wypatrywania kolejnych części wielkich, gigantycznych i kultowych produkcji, realizowanych po latach wielu. Bardzo wielu.
Zemsta Sithów 2005
Zaczęło się od „Gwiezdne wojny”, potem „Rocky Balboa”, po nim John Rambo, no i oczywiście, teraz, nasz jedyny, niepowtarzalny, nieposkromiony, wyjątkowy Indiana Jones.
Te wydarzenia, to chwile których żaden szanujący się kinomaniak przegapić nie może. Nawet jeśli trudno mówić o wartości artystycznej takiego filmu, jak „Rambo - ostania krew”. Tu najważniejsze są poznane już kąty, zapachy, wspomnienia, dreszczyk emocji, który dane nam będzie poczuć jeszcze raz.
To powrót starego kumpla z podstawówki, który co prawda zapuścił wielki brzuch i łysinę, niemniej łza się nam, na jego widok, w oku kręci. Człowiek to zwierzę sentymentalne. Co nie?
'Łowca androidów' 1982
Są jednak rzeczy, których w imię takich działań, robić nie wolno. Nie wolno grzebać w tym, co jest, podrasować, dodać kolorów i wybuchów, komputerowych efektów, nadmiernie wygładzając lico bohatera.
'Terminator 2' 1991
Będę się upierać, (razem z chłopakami z South Parku)
, takie ruchy powinny zostać zakazane, i to na piśmie, odgórnym nakazem-dekretem generalnego, szefa wszystkich kinowych szefów.
Ręce precz od tego, co jest. Dopuszczalne, co najwyżej, powinno być przenoszenie na coraz to nowocześniejsze nośniki.
2001: Odyseja kosmiczna 1968
No bo, doprawdy, wyobrażacie sobie „Przeminęło z Wiatrem” z podkładem muzycznym czyściutkim jak łza? Bez zgrzytów i chrzęstu? Albo „Bliskie spotkania” z wyrenderowanym statkiem kosmicznym? Pierwsze „Gwiezdne Wojny” z ...... Wyobrażacie. Wiem.
Tę krzywdę zrobili już „Star Wars”, i setkom innych, starych, fajnych, klimatycznych filmów czarnobiałych. Masakra.
Królestwo Kryształowej Czaszki 2008
Tego robić nie wolno. Wolno natomiast, bardzo wolno, a nawet „bardzobardzo” wolno wypuścić bohatera jeszcze raz na arenę. Jeszcze raz zaplątać go w akcję, pokazać co u niego słychać, jak zmienił się on i świat wokół niego.
My też się zmieniliśmy: przybyło nam zmarszczek, tłuszczu na udach i celulitu na brzuchu. Dlaczego nie mielibyśmy, w ramach pocieszania się, zobaczyć że i nasz bohater sprzed lat nie radzi sobie z niskosodową dietą, albo że mu się grzywka trochę przerzedziła.
Królestwo Kryształowej Czaszki 2008
Dlatego też będę głucha na wszystkie okoliczne komentarze, o tym że powracający w tym miesiącu Indiana Jones ma zmarszczki. Albo że nie domaga. Czy, że powinien już głównie leżeć przed telewizorem na miękkiej, najlepiej rehabilitacyjnej, poduszce.
Myślę też, że mocno argumentować swojej racji nie muszę, sam Harrison każdemu, kto pójdzie go oglądać, udowodni to. Prawdziwy Indiana, jak dobre wino, im starszy tym lepszy.
Królestwo Kryształowej Czaszki 2008
Na „Królestwo kryształowej czaszki” czekałam prawie 20 lat, jak pewnie i każdy wierny fan. Czy znów oczekiwanie było większym doznaniem, niż, w efekcie sam powrót?
Dla mnie nie. Dla mnie „Królestwo” to hołd złożony trylogii, piękne dopełnienie i idealny produkt, który w niczym nie odbiega od poprzednich 3 części. Ani też nie udaje czegoś lepszego i supernowoczesnego.
Królestwo Kryształowej Czaszki 2008
Naprawdę - wielki ukłon dla twórców. Zdjęcia, klimat, kolorystyka i scenariusz, sprawiły w tym dziele, że w efekcie otrzymaliśmy to, do czego nas przyzwyczajono, i czego my sami spodziewać się chcieliśmy po „Indiane Jones 4”.
To jakby cofnąć się w czasie. W dobrym tego słowa znaczeniu.
Królestwo Kryształowej Czaszki 2008
Ja wiem, że finał filmu przypomina bardziej „Archiwum X”, niż film przygodowym, że Indi jest wytrzymalszy od radzieckiego karalucha, nawet wybuch nuklearny go nie rusza, wiem. Niemniej to urok tej serii, urok filmów z lat 80, a fakt, że po 20 latach powraca w pełni sił, wyposażony w swój lekko złośliwy dowcip, oraz swój słynny kapelusz, z ukochaną Marion Ravenwood, rekompensuje wszystko.
Powiedzcie sami, przyznajcie się bez bicia, że przeszedł was dreszcz, kiedy w kościele kapelusz Indiego potoczył się pod nogi syna? Czyżby dane nam było czekać na COŚ WIĘCEJ?