Gdyby nie ci cholerni Francuzi
Reżyserzy francuscy zdają się mieć syndrom Midasa, z tą jednak zasadniczą różnicą, że oni nie w złoto, a w gówno zamieniają wszystko, co im w ich filmowo obrzydliwe ręce wpadnie. Francuski film to dla mnie spory kawałek niekształtnego, pseudoartystycznego kału, po którym zwykłam wzdychać dość wulgarnie, jak wzdychał bohater „Dnia świra”, i za nim jak mantrę powtarzać będę słynne: „nie ma chuja we wsi”, żeby Francuzi filmu nie spieprzyli. I tak stało się z „8 kobietami”.
19.02.2007 17:12
Może na proamerykańską wyjdę i pewnie komerchą zawali ode mnie na kilometr, ale przekonana jestem, że gdyby sam koncept wpadł w ręce Amerykanów, gdyby oni dorwali scenariusz, to „8 kobiet” stałoby się filmem pozbawionym infantylnych i skrajnie głupawych naleciałości, a dzięki temu zyskalibyśmy hit o absurdalno- moralizatorskim- w granicach rozsądku- zabarwieniu. No ale stało się inaczej i scenariuszem zaopiekował się Francois Ozon i to on przedstawił nam historię ośmiu kobiet.
Każda z nich ma, bądź miała związek z panem domu. Począwszy od służących, a zakończywszy na żonie, każdą coś z panem domu łączy, każda ma sekret, motyw by zabić i alibi. Pan domu umiera. A jest środek zimy i by dramatyczniej było dom, zamieszkały przez kobiety, stoi na zupełnym odludziu.
Dodatkowo ktoś utrudnia śledztwo - telefon zostaje odłączony i jedyny sposób poinformowania policji o morderstwie okazuję się niemożliwy. A morderstwo jest na pewno, wszak pan domu leży z nożem w plecach. Ale ten nóż w plecach to mała szpilka… w porównaniu z nożami jakie wbijać będzie w „plecy” denata, a przy okazji w swoje, każda z ośmiu kobiet. Bo tak naprawdę każda z nich miała powód by zabić. I siebie nawzajem, i ciepłego jeszcze pana domu.
I czy to się cholera nie zapowiada ciekawie? Czy to nie jest materiał na świetny film? Można stworzyć osiem postaci, nadać im kształt, barwę, połączyć je znakomicie, a do tego dorzucić kryminalną atmosferę. No można. Ale Francois Ozon decyduje się na debilny zabieg. Kobiety swoje historie opisują za pomocą naprawdę idiotycznych pioseneczek.
Nagle pryska nastrój a kobieta, która przed chwilą łzami siarczystymi się zalewała biega, skacze, gra na fortepianie i znika ta kryminalna atmosfera. Na drugi plan odchodzą i ofiara, i potencjalne morderczynie. A na pierwszy wkradają się piosenki zupełnie niepotrzebne, pozbawione humoru i naprawdę głupiutkie.
No i powie mi ktoś, że Francuzi nie słyną z pieprzenia. Robią to znakomicie, namiętnie i bezustannie...