Rodzinna tragedia
- Dostałam telefon, że Marek nie żyje - wspominała Wolszczak w "Echu Dnia" ten straszny dzień.
Nie była na to przygotowana, bo też nic nie zwiastowało tragedii - w lipcu 1996 r. jej mąż pojechał na wieś odwiedzić rodziców. Tam nagle doznał udaru mózgu i zmarł. Miał zaledwie 37 lat.
- Nie było we mnie buntu, raczej zdziwienie. Wiedziałam, że muszę się z tym dramatem zmierzyć – cytuje słowa Wolszczak magazyn "Świat & Ludzie".
Aktorka wiedziała, że nie może się załamać; teraz na niej spoczęła odpowiedzialność za wychowanie syna i stworzenie mu odpowiedniego domu; chciała "zapewnić mu normalne życie, by jak najmniej odczuł stratę".