Grzech już nie tak plugawy [DVD]

W ramach przypomnienia widzom nieco zapomnianych klasyków rodzimego kina, Galapagos we współpracy ze Studiem Filmowym Tor wypuściło na rynek kolejne perełki. Tym sposobem do rąk kinomanów trafia jeden z najbardziej skandalizujących obrazów lat 70., który, jeśli wierzyć statystykom, obejrzało niemal osiem milionów polskich widzów.

Reżyserem trzeciej, uznawanej za najlepszą, ekranizacji prozy Stefana Żeromskiego jest enfant terrible polskiego kina, Walerian Borowczyk. Zmarły pięć lat temu twórca był uznanym plastykiem, pisarzem i scenarzystą, ale przede wszystkim autorem nagradzanych na całym świecie awangardowych animacji, które pod koniec lat 60. porzucił na rzecz filmów fabularnych. Znakiem rozpoznawczym Borowczyka stała się erotyka, główny element sygnowanych przez niego w kolejnych latach produkcji. Dlatego nie dziwi fakt, że reżyser sięgnął po mało znaną powieść „sumienia polskiej literatury”, ociekającej, w oczach współczesnych Żeromskiemu, seksem i deprawacją.

Dzieje grzechu”, ujmująco nazywane niekiedy „romansem kolejowym”, podobnie jak kilkadziesiąt lat późniejszy film, wywołały obyczajową burzę. Historia Ewy Pobratyńskiej, która w wyniku nieprzytomnej miłości do żonatego Łukasza Niepołomskiego stacza się na samo dno, zarówno w ujęciu Żeromskiego, jak i Borowczyka rozpętała dyskusję o granicach artystycznych środków wyrazu.

Dlatego można domniemywać, że część widzów sięgnie po tę pozycję licząc na przyjemny seans z frywolnym art housem, z których słynął reżyser. Niestety, oglądając dzisiaj „Dzieje grzechu” trudno doszukać się w zasadzie jakichkolwiek skandalizujących treści. Rozczulająco pruderyjna scena łóżkowa z udziałem Łukaszewicza i Długołęckiej wywoła raczej uśmiech niż wypieki na twarzy. Jest to oczywiście swoistym znakiem czasów, jednak sięgając po legendarny obraz „naczelnego świntucha”, można było spodziewać się nieco więcej.

Z przykrością trzeba stwierdzić, że „Dzieje grzechu” Borowczyka odarte ze skandalizującej otoczki wypadają słabo i nie mają w zasadzie nic do zaoferowania. Fragmentaryczna fabuła, składająca się z luźno powiązanych ze sobą epizodów, w zamyśle twórcy mająca oddać ducha powieści, uśpi nawet najbardziej zaprawionego w bojach widza. Mało przekonująco wypadają także odtwórcy głównych ról, a w szczególności Grażyna Długołęcka, której obecność na planie w zasadzie sprowadza się do biegania z gołym biustem. Szczególnie zawiodą się ci, którzy wcześniej mieli do czynienia z niesławną „Bestią” (scena z penisem małpoluda w fazie monstrualnej ejakulacji uważana jest za jedną z najbardziej niedorzecznych w historii kina) czy równie szeroko komentowanymi „Opowieściami niemoralnymi”. Na uwagę zasługuje za to strona wizualna. Borowczyk, znany ze swoich estetycznych obsesji, położył ogromny nacisk na scenografię, oddając tym samym realia przełomu wieków w najmniejszych detalach.

„Dzieje grzechu” to bez wątpienia obraz ważny, jednak ze względów czysto pozafilmowych. Borowczyk udowodnił, że w czasach narzucanej przez państwo cenzury obyczajowej, dało się nakręcić kino odważne, kontestując przy okazji społeczne normy i zmuszając do publicznej dyskusji. Przykre, że ponad 30 lat później nikt nie próbuje się z tym dziedzictwem zmierzyć.

Wydanie DVD:

Poziom wydania DVD jest fatalny. Galapagos nie zdecydowało się na dołączenie jakichkolwiek materiałów dodatkowych. Polscy widzowie na pewno nie wymagają trzypłytowej edycji specjalnej (tak wygląda zachodnie wydanie innego filmu Borowczyka – „Bestii”). Wystarczyłby dokument przybliżający, chociaż w minimalnym stopniu, bądź co bądź ciekawą, postać reżysera. O pomstę do nieba woła również aspekt techniczny. Obraz jest w opłakanym stanie – ziarnisty, miejscami prześwietlony i wyblakły, momentami tak ciemny, jakby akcja rozgrywała się w nocy (jest środek dnia). Po dystrybutorze tej klasy można by się spodziewać odrobinę więcej.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)