Grzegorz Kuczeriszka: Z Czarkiem robiliśmy film dwadzieścia pięć lat temu
Wywiad z Grzegorzem Kuczeriszką, autorem zdjęć do filmu Cezarego Pazury pt. „Weekend”.
Pracowałeś wcześniej z Cezarym Pazurą?
Z Czarkiem robiliśmy film dwadzieścia pięć lat temu. Ja byłem operatorem kamery, a Czarek grał jedną z głównych ról w filmie Jurka Zalewskiego. On skończył studia, a ja jeszcze studiowałem. Film był zatytułowany „Czarne słońce”. Potem spotkaliśmy się na planie „Kilera”, a potem jeszcze kilkukrotnie na różnych planach i coraz częściej prywatnie.
A kiedy zaczęliście pracę nad „Weekendem”?
Czarek spytał mnie, czy nie zrobiłbym zdjęć do jego filmu jakieś trzy lata temu. Ja się zgodziłem, ale wyłącznie po koleżeńsku, bo było niezręcznie odmawiać, chociaż już wtedy nie miałem ochoty zajmować się wyłącznie robieniem zdjęć. Potem dostałem od niego scenariusz, który mnie na kolana nie powalił. A potem Czarek odgrywał mi niektóre sceny właśnie na siłowni i ja nagle zobaczyłem, że to jest pierwszy reżyser, który wie, jaki chce film zrobić już na długo przed rozpoczęciem zdjęć. I wiedziałem, ze podjąłem słuszną decyzję, że warto się zaangażować, bo może coś z tego będzie.
A jakim reżyserem okazał się na planie?
Czarek okazał się paradoksalnie chyba najlepiej przygotowanym reżyserem, z którym pracowałem do tej pory. I to pod każdym względem. To że pracuje świetnie z aktorami nie jest akurat żadną niespodzianką, bo sam jest aktorem i uczestniczył w ogromnej liczbie filmów. Chyba sam nie pamięta ile tych filmów było. I przy tej okazji dużo się nauczył. Widać, że nie tylko grał, ale i patrzył, jak inni pracują. I chyba uczył sie tak samo, jak ja. Patrząc na reżyserów zapamiętywał, czego nie należy robić, jakich błędów nie popełniać. Okazało się również, że bardzo dobrze rozumie, że film to nie jest tylko to, jak się zagra, ale również to, jak się opowie, jak się sfotografuje. Pewne rzeczy nie muszą być przez aktorów do końca zagrane, bo można je pokazać od innej strony. Zrobić to sposobem. I on to również wie, co było dla mnie niespodzianką.
Przygotowując się do filmu celowaliście w jakiś gatunek filmowy?
Czarek podał mi kilka tytułów filmów, które mu się podobały. Oczywiście to, co robimy nie ma z tym nic wspólnego. Mnie to nie przekonywało. Tym bardziej, że filmy, o których mówił były nakręcone pięć, dziesięć czy piętnaście lat temu. Decyzje podejmowaliśmy na bieżąco na planie i wyszło nam to, co wyszło.
Jak budowałeś stylizację wizualną? Akurat w tym filmie była ona ważna.
Ona jest ważna w każdym filmie, bo film to przede wszystkim obrazy. I ja tak do tego podchodzę jako operator i reżyser w jednym. Robiłem to, co zwykle. Tyle tylko, że miałem zrozumienie ze strony reżysera, który nie traktował obrazu jako zło konieczne tylko jak istotny element konstruowania opowieści.
Do kogo jest skierowany ten film?
Ja mam wrażenie, że w Polsce filmy powstają bardzo często, dla kolegów, dla krytyków i ewentualnie dla rodziców. Przy czym mówiąc o krytykach myślę o tych, którzy próbują się z tego zawodu utrzymać, a o filmie mają takie samo pojęcie jak - nie obrażając twojej teściowej - twoja teściowa. Uważam, że Czarek myśli o publiczności i dla publiczności robi film. I to jest bardzo cenne. A nie dlatego, żeby się przed kimś popisać, czy zdobyć nagrodę na festiwalu, czy uznanie w prasie. To jest właściwa droga i właściwy sposób kombinowania.
Na czym polega praca operatora?
To bardzo trudne pytanie. W skrócie – operator to jest człowiek odpowiedzialny za to, jak będzie wydobyty światłem aktor, wnętrze, jak będzie oświetlony kadr. Mało kto wie, że operator nie jest odpowiedzialny z założenia za sposób kadrowania, za dobór obiektywu, bo tak naprawdę to jest obowiązek reżysera. U nas niestety dopiero od jakiegoś czasu reżyserzy zaczynają się orientować, które wybrać obiektywy. Czarek na szczęście je rozróżnia. Praktyka jest taka, ze operator w Polsce, w naszych warunkach, w naszych półprofesjonalnych standardach odpowiada za wszystko, co jest związane ze światłem i z kamerą. Czyli za oświetlenie planu, za inscenizację, za sposób prowadzenia kamery, za wielkość planów i dobór obiektywów.
Również za dynamikę?
W pewnym sensie. To jest propozycja. Materiał, który schodzi z planu to jest tylko sugestia, jak historia powinna być opowiadana, natomiast film nabiera dynamiki dopiero w montażowni.
Czy Łódź została wybrana z jekiegoś specjalnego powodu na miejsce zdjęć?
Myślę, że między innymi dlatego, że dawno nie kręcono tam filmów, że jest to nowe miejsce. Myślę, że dużo łatwiej jest tam w tej chwili zorganizować zdjęcia. W Warszawie zamknięcie ulic jest praktycznie niewykonalne. Nie wiem na ile to było założeniem producenta, ale też przez umieszczenie w Łodzi historii o gangsterach, staje się ona bardziej wiarygodna. Bo to jest miasto, w którym wszystko jest odwrotnie. Nasi bohaterzy, którzy sa gangsterami, są jednocześnie pozytywni. Wszystko jest niejako na odwrót.
Efekty specjalne w naszych realiach się udały?
Ten film jest o połowę droższy od standardowej polskiej produkcji, która okazuje się być niedorobionym filmem telewizyjnym, bo jest realizowana za tanio i za szybko.
Kim są Czesi z Barrandova?
To jest grupa techników, bardzo profesjonalna, świetnie przygotowana, z dużym doświadczeniem w filmach akcji. U nas takich ludzi nie ma, bo się filmów akcji praktycznie nie robi. Dlatego Czarek zdecydował się zapłacić więcej za specjalistów z zagranicy. Można powiedzieć, że byli to specjaliści z Zachodu, bo w Czechach robi się dużo usług dla amerykańskich produkcji filmowych, choćby dlatego, że Praga może udawać większość miast europejskich.
To były w ułamkach sekundy zauważalne efekty. Jak to się filmuje?
To się filmuje tak samo, jak rozmowę, którą teraz prowadzimy. Trzeba się tylko lepiej przygotować. Wymaga to trochę większego skupienia, bo może się zdarzyć coś niedobrego, niebezpicznego dla aktorów, dla ekipy. Poza tym to normalna praca filmowa.
A kamera Fantom?
To kamera, która pozwala sfilmować ruch w zwolnionym tempie. Używaliśmy różnych kamer, używaliśmy różnych narzędzi, żeby film się dobrze oglądało.
Z punktu widzenia operatora były jakieś sceny szczególnie trudne?
Szczególnie trudne to są dla mnie sceny, które są źle napisane i z których trzeba coś wydobyć. Tutaj na szczęście takich scen nie było zbyt wiele. A czy były sceny kłopotliwe dla operatora? Chyba nie.
Jak się pracowało z Pawłem Małaszyńskim?
To aktor, z którym kilka razy spotkałem się już w pracy, jest zawsze przygotowany, zawsze skupiony, powiedziałbym, nie polski aktor. Z Polakami jest ciężko, bo jak dostaną rolę, przestają o niej myśleć. Tak jakby już wszystko mieli za sobą. A tak naprawdę praca aktora zaczyna się wtedy, kiedy dostanie rolę. I Paweł o tym wie. Jest naprawdę profesjonalnie przygotowany. Zupełnie innym typem aktora jest natomiast Janek Frycz, ale to już jest profesor.