Bela Lugosi
Partyzanckimi metodami radzono sobie na planie „Planu 9 z kosmosu”.
Legendarny odtwórca Draculi zmarł w sierpniu 1956 roku, schorowany, żyjąc w biedzie i osamotnieniu. W tym czasie współpracował blisko z „najgorszym reżyserem wszech czasów” – Edwardem D. Woodem, Jr. Ten, będąc fanem Lugosiego, angażował go do szeregu swoich projektów, z których wiele pozostało nieukończonych. Już po śmierci aktora Wood rozpoczął realizację kolejnego filmu – dziś tyleż niesławnego, co kultowego „Planu 9 z kosmosu”. W jednej ze scen... miał pojawić się Lugosi, a jego nazwisko – przyciągnąć widzów do kin.
I faktycznie, Wood wykorzystał nakręcone z udziałem Lugosiego sceny z wcześniejszych, nieukończonych projektów. Co ciekawe, żadna z nich nie miała najmniejszego związku z „Planem...” – czego przykładem ujęcie z Lugosim w pelerynie czy charakteryzacji wampira. By połączyć te sceny z fabułą swojego nowego filmu, Wood skorzystał twarz z pomocy sobowtóra, zasłaniającego sobie twarz... peleryną.
Dziś „Plan...” nie bez powodu uznawany jest za jeden z najbardziej kuriozalnych tworów filmowych wszech czasów.