Intrygujące kino
Akcja rozgrywa się współcześnie, ale pokazywany świat – choć pod wieloma względami przypominający ten prawdziwy – jest jednak alternatywnym do naszej rzeczywistości. Okazuje się na przykład, że stan Teksas został spustoszony przez wybuch nuklearny.
To połączenie umowności z rzeczywistością posłużyło reżyserowi i scenarzyście Richardowi Kelly do opowiedzenia wielowątkowej i wielowymiarowej historii. Przez ekran przewija się galeria barwnych postaci. Śledzimy perypetie między innymi gwiazdora kina akcji, który cierpi na amnezję, noszącej swojsko brzmiące nazwisko Kapowski gwiazdy porno, oraz policjanta i jego brata, który jest neomarksistą.
Jak zazwyczaj bywa przy takich produkcjach, wątek wątkowi nierówny, ale w sumie tworzą kino fascynujące i dające odczytać się na różne sposoby.
„Koniec świata” jest więc antyutopią i to od razu w dwóch wariantach – pokazaną całkiem serio wizją świata, który dąży ku samozagładzie, ale jednocześnie film żartuje sobie z takiego kina. Wszystko jest tu przerysowane, rozegrane w mniej lub bardziej jawnej pastiszowy sposób.
„Koniec świata” można także odczytać jako satyrę na amerykański styl życia, oparty na konsumpcji, kulcie młodości, pogoni za sukcesem. Jest to także zabawa w filmowe cytaty i kpina z Hollywood.
Perypetie związane z powstaniem „Końca świata” są zresztą równie fascynujące, co sam film, i śmiało mogłyby posłużyć za kanwę filmowej produkcji. Richard Kelly wielokrotnie przerabiał scenariusz, z trudem zdobył budżetu. Po fatalnym przyjęciu „Końca świata” na festiwalu w Cannes, miał problemy z wprowadzeniem filmu do kin amerykańskich. Musiał go przemontować i wprowadzić dodatkowe efekty specjalne.
„Koniec świata” zarobił w USA niecałe 300 tysięcy dolarów.