Jamie Foxx bał się szaleństwa
Jamie Foxx miał obawy, że nowa filmowa rola przyprawi go o chorobę umysłową.
Aktor, który wcielił się niedawno w postać cierpiącego na schizofrenię muzyka w dramacie "Solista" obawiał się, że praca na planie źle odbije się na jego zdrowiu psychicznym.
- Jako dziecko często bałem się, że zwariuję - tłumaczy Foxx. - Dlatego bałem się grać schizofrenika. Wszyscy jesteśmy artystami i znajdujemy się w różnych stanach umysłu. Wiem, jak to jest i dlatego trochę bałem się, angażując się w ten projekt. Naprawdę musiałem poczuć się, jak ten człowiek, musiałem czuć, że wariuję.
Gwiazdor wszedł w skórę postaci na tyle głęboko, że zaczął odczuwać potrzebę tłumaczenia otoczeniu jej zachowań.
- W pewnej chwili myślałem, że jestem Nathanielem - wspomina Foxx. - Zadzwoniłem do mojego menadżera, żeby wytłumaczyć mu, dlaczego Nathaniel robi to, co robi.
Na potrzeby filmu aktor musiał nauczyć się podstaw gry na skrzypcach i wiolonczeli. Chociaż w przeszłości Foxx miał okazję grać na fortepianie wcielając się w postać Raya Charlesa, gra na instrumentach smyczkowych okazała się być znacznie większym wyzwaniem.
- Kocham muzykę, więc było to dla mnie fascynujące - zapewnia gwiazdor. - Ale trudno było mi wyglądać, jakbym miał prawdziwy talent do gry na tych dziwnych instrumentach.
Obraz "Solista" trafi na amerykańskie ekrany 24 kwietnia.
Ostatni album Foxxa nosi tytuł "Intuition". Dzieło w USA miało premierę w grudniu 2008 roku, do sklepów w Polsce powinno trafić niebawem.