Jan Englert odpowiada Ryszardowi Terleckiemu. "Siostrą każdej władzy jest pycha"

Słowa Janusza Gajosa o Jarosławie Kaczyńskim rozwścieczyły PiS. Od tej pory aktor stał się obiektem ataków polityków partii rządzącej. W imieniu jego i wielu innych artystów wstawił się Teatr Narodowy w Warszawie. W rozmowie z WP głos zabrał Jan Englert, dyrektor artystyczny sceny.

Jan Englert i Ryszard Terlecki
Jan Englert i Ryszard Terlecki
Źródło zdjęć: © ONS.pl

Maciej Kowalski: Ryszard Terlecki powiedział o Januszu Gajosie: Mali, śmieszni ludzie. Wydaje się im, że występują na Narodowej Scenie, a to tylko teatrzyk marionetek". Pański teatr zareagował ogłoszeniem: "W repertuarze Teatru Narodowego nie ma i w najbliższym czasie nie przewidujemy spektakli marionetkowych". Co sprawiło, że zdecydował się pan w tak przewrotny sposób wejść w dyskusję z politykiem PiS i bronić Janusza Gajosa oraz Teatr Narodowy, którego aktorem jest on od wielu lat?

Jan Englert: Wypowiedź pana Terleckiego nie zostawiła mi innej możliwości. Mam wrażenie, że chodziło mu o scenę narodową, tę z małej litery, ale napisał o Narodowej Scenie, pisanej z liter dużych. Jako dyrektor tejże Sceny, czując za sobą emocje ludzi z nią związanych, musiałem odpowiedzieć. I jestem pewien, że to była słuszna decyzja. Jako teatr jesteśmy - proszę wybaczyć górnolotne słowa - rodziną. A ja, jako dyrektor, jestem za tę rodzinę odpowiedzialny. Na co dzień działamy razem, jako zespół, a w takich sytuacjach jak ta, kiedy ktoś uderza w moją rodzinę, muszę twardo stanąć w jej obronie i głośno powiedzieć "nie".

Nie boi się pan konsekwencji?

Tu w ogóle nie chodziło o strach. Chodziło przede wszystkim o wierność etosowi, który sobie wyznaczyłem już bardzo dawno temu.

Na czym on polega?

Na działaniu zgodnie z własnymi przekonaniami, niezależnie od okoliczności. I jeszcze na jednym. Nie obrażać, tylko jasno deklarować swoje poglądy. Powiedziałbym pół żartem, pół serio, że jestem zbyt zarozumiały, żeby się obrażać. Trudno jest mnie obrazić, ale można mnie zdenerwować. I to się właśnie zdarzyło w tej sytuacji. Dlatego musiałem zabrać głos. 

Czemu, pana zdaniem, politycy roszczą sobie prawo do tak łatwego wydawania tego typu ocen?

Jako człowiek teatru nie mogę odpowiedzieć inaczej. Szekspir powiedział, że życie to teatr. A polityka teatrem jest także. Są w niej gwiazdy, wielcy aktorzy i aktorki - ale tych jest stosunkowo mało - wielu wydaje się, że są gwiazdami. Są też liczni statyści. Są też tacy, którzy komentują to, co się dzieje na scenie. No i jest też oczywiście, jak w każdym teatrze, reżyser. I to on decyduje, czy statysta ma trzymać halabardę w prawej czy lewej ręce. A statyście się czasem wydaje, że może sobie tę halabardę przełożyć. A czasem nawet, że może coś ze sceny powiedzieć. 

Jakie są według pana zadania Sceny Narodowej, kiedy władza próbuje ingerować w jej działanie?

Dobrze, że przypomina pan to pojęcie: Scena Narodowa. Naród to nie plemię. Ta scena ma być dla wszystkich, bez względu na ich poglądy polityczne czy przynależność organizacyjną. Kultura, dziedzictwo narodowe, to dla ojczyzny bardzo ważne sprawy. To ważne narzędzia budowania narodowej zgody, nie doprowadzania do tego, żeby naród został podzielony na plemiona. Teatr Narodowy powinien próbować leczyć takie stany. Wykonywać pracę organiczną. 

Czyli?

Ogólnie rzecz ujmując: suma najróżniejszych patriotycznych powinności. Także uczenie szacunku dla przeciwnika. 

Pana życiowe i zawodowe doświadczenie obejmuje też okres PRL, kiedy komunistyczna władza mocno ingerowała w kulturę. Jak porównałby pan tamten czas i dzisiejsze działania polityków wobec sztuki?

Siostrą każdej władzy jest pycha. Pycha domaga się admiracji. Twórczość żywi się buntem, a to się żadnej władzy nie podoba.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2207)