Karuzela się nie kręci
Karuzela obraca się wokół własnej osi i donikąd nie prowadzi. Czyżby reżyser wybrał dobry tytuł podsumowujący jego film?
Bohaterowie „Karuzeli” Roberta Wichrowskiego przez trzydzieści lat nie zdążyli dorosnąć. Zmagają się z problemami swojego pokolenia - utratą pracy, ucieczką z cudzej sypialni czy kolejnym kacem. Magda ma romans z Rafałem, chociaż w związku jest z Piotrem. Spodziewa się dziecka. Narzeczony staje na głowie i za ostatnie pieniądze kupuje samochód, a na mieszkanie bierze kredyt. Aby wszystko spłacić postanawia wyjechać do Afganistanu. W tym samym czasie Rafał wiąże się z Natalią, siostrą Piotra. Na dodatek Rafał i Piotr to najlepsi przyjaciele, którzy wskoczą za siebie w ogień. Od początku wiadomo, że tak misternie splątana historia nie może się dobrze skończyć.
Wichrowski, reżyser „Francuskiego numeru” oraz twórca seriali telewizyjnych, próbuje stworzyć portret pokolenia trzydziestolatków. Niewiele wynika z jego diagnozy, bowiem kręci się wokół bezpiecznych i ogranych haseł. Mamy kalejdoskop zagubionych postaci przedstawionych stereotypowo. Pragnących dobrze się bawić, a w sytuacji krytycznej starających się poradzić z okrutną rzeczywistością. O ich wyborach decyduje życiowy strach. Wszystko jest jednak powierzchowne i nie skłania ani bohaterów do autorefleksji ani widzów do przemyśleń po seansie. Analizowane przez reżysera dylematy mają w sobie ciężar problemów pierwszego świata. Motywy nieobecnego ojca czy wychowywania cudzego dziecka nie są psychologicznie wiarygodne, a przede wszystkim są potraktowane po macoszemu. Za to dobitnie podkreślona zostaje walka o pieniądz, który można zdobyć decydując się na emigrację do Niemiec, gdzie nalewa się piwo lub wyjeżdżając na misję do Afganistanu. Jakby tego było mało w życiu bohaterów pojawia się mafia. „Karuzela” zaczyna
przypominać „Chrzest” Marcina Wrony. Cała narracja skupia się jednak na kłamstwie, które niszczy szczęście młodych ludzi.
Na uwagę zasługują zdjęcia Adama Bajerskiego („Sztuczki”, „Imagine”). Urzekają autentyzmem, syntetycznie obrazują Warszawę i Berlin oddając ich nowoczesność. Wyraźnie widać, że operator obserwuje świat i ludzi wokół, czerpie z tego i kreatywnie przetwarza. Oryginalna jest również warstwa muzyczna stworzona przez czołowych twórców sceny alternatywnej. Aktorzy starają się jak mogą, jednak „Karuzela” to zmarnowana szansa ukazania młodych ludzi, którzy w końcu muszą stać się odpowiedzialni. Słowem, przesycenie wątków i brak głębszej analizy zachowań stają się wymową filmu. Wypadałoby popracować nad scenariuszem i pójść o krok dalej w refleksji nad rzeczywistością.