"Kryptonim Polska". Polscy neonaziści w akcji. Nie wszyscy będą się śmiali
Film "Kryptonim Polska" zapowiadano jako "komedię tęczowo-narodową", w której zakochają się w sobie ludzie z dwóch różnych światów. Twórcom w niejednym miejscu udało się całkiem nie najgorzej wyśmiać prawicowych ekstremistów. W szczególności komicznie wypada postać grana przez Borysa Szyca, nieodzownie nasuwająca skojarzenia z Robertem Bąkiewiczem.
"Kryptonim Polska" na papierze brzmi niezbyt zachęcająco. Oto mamy Borysa Szyca w roli Romana, nieobliczalnego ekstremisty, którego "w walce" przeciwko wszystkiemu, co niepolskie wspiera jego kuzyn Staszek (Maciej Musiałowski). W pewnym momencie chłopak zakochuje się w Poli, lewicowej aktywistce (Magdalena Maścianica), co solidnie komplikuje jego życie.
Od razu podkreślę, że nie jest to streszczenie fabuły kolejnego filmu Patryka Vegi. "Kryptonim Polska" wyreżyserował Piotr Kumik. I stało się coś zaskakującego, bo jego produkcja okazała się wcale nie tak tragiczna, jak wskazywałby na to scenariusz.
Zobacz: zwiastun filmu "Kryptonim Polska"
Kumik i scenarzyści porwali się w sumie na dość ryzykowny pomysł. Choć film zalicza się do gatunku komedii romantycznej, bo składa się z doskonale znanych i ogranych już na miliony sposób klisz, to nie da się ukryć, że relacja Staszka i Poli jest często spychana na dalszy plan.
Twórcy mieli przede wszystkim na celu oddać z grubsza podział, jaki panuje w naszym społeczeństwie. W tym przypadku zestawili ze sobą środowisko popierające m.in. LGBT, nazywane przez jego przeciwników "lewackim", ze skrajnymi prawicowcami, którzy bredzą o odrodzonej i wielkiej Polsce.
To zderzenie dwóch ideologii, które od dłuższego czasu rozgrzewają nie tylko rodzimą scenę polityczną, wyszło w sumie nie najgorzej. Dodało fabule "Kryptonimu Polska" aktualności, która przeważnie nie wybrzmiewa aż tak mocno w podobnych polskich komediach.
Wystarczy przyjrzeć się wszystkim odniesieniom do prawdziwych wydarzeń, których w filmie jest mnóstwo. Już w otwarciu filmu widzimy, jak mająca nazistowskie zapędy organizacja Romana organizuje imprezę w lesie. Panowie przynoszą tort ze swastyką, lider ma przy sobie "Mein Kampf" Hitlera, jest także flaga z wiadomym symbolem (w tym przypadku źle narysowanym). Brzmi znajomo? Tak, to nawiązanie do głośnych "obchodów" urodzin Hitlera w lesie pod Wodzisławiem Śląskim w 2017 r.
Nieprzypadkowo też na akcję filmu wybrano Białystok. W końcu to tam w 2019 r. narodowcy i kibole brutalnie zaatakowali uczestników Marszu Równości. Mało? W pewnym momencie Roman wpada na plan wysadzenia synagogi. W ramach pomocy ściąga do naszego kraju włoskiego neofaszystę. To także już przerabialiśmy - w 2018 r. działacze Forza Nuova z czarnymi flagami pojawili się obok ONR na Marszu Niepodległości. Dodatkowo twórcy w jednej ze scen zainspirowali się też głośnymi wydarzeniami w Ełku z 2016 r., kiedy w barze z kebabem zginął wtedy Polak.
Te sytuacje w filmie są przedstawione w taki sposób, by po całości wyśmiać ohydną ideologię wyznawaną przez bohaterów, którzy co rusz wpadają na idiotyczne pomysły w rodzaju relacji na żywo ze spalenia kukły Żyda. Trudno nie cieszyć się z każdej kolejnej kompromitacji tych półgłówków.
Kumik trafił już w dziesiątkę z samym angażem Szyca, który zarówno w wyglądzie, jak i sposobie mówienia dość mocno przypomina Roberta Bąkiewicza, kontrowersyjnego prezesa Stowarzyszenia Marszu Niepodległości. Zresztą jeden z kompanów Romana na wzór Bąkiewicza popełnia komiczne gafy w prostych sformułowaniach. Aż szkoda, że w filmie nie padło nic o "krużganku oświaty".
Szyc to zresztą niejedyny trafiony strzał obsadowy. Antoni Królikowski i Piotr Cyrwus mają zapadające w pamięć cameo - pierwszy z nich zagrał lekkoducha niepotrafiącego dochować wierności Poli, a drugi księdza, który przymyka oko na plany organizacji Romana.
Choć w produkcji przez większość czasu panuje wesoła atmosfera, to w pewnym momencie następuje przełamanie tonacji i robi się poważniej. I wbrew pozorom nie wychodzi to twórcom na złe. Inna sprawa, że Kumikowi i scenarzystom sporo rzeczy nie wyszło - mimo wszystko część żartów wywołuje uczucie zażenowania.
Przywiązanie do schematu komedii romantycznej sprawiło, że od początku wiemy, jak potoczy się akcja filmu. Co więcej, niejedno rozwiązanie scenariuszowe wydaje się niezbyt realistyczne. Może być też tak, że niektóre sytuacje i wygłaszane poglądy zostaną zrozumiane przez niektórych na opak. Albo wydadzą się zupełnie nieśmieszne.
"Kryptonim Polska" na pewno nie jest najoryginalniejszą polską komedią pod słońcem i spokojnie można darować sobie jej seans. Jednak o dziwo da się ją obejrzeć bez większego zgrzytania zębami. A parodiowanie i uderzanie w prawicowych ekstremistów trzeba zaliczyć jako największy plus tej produkcji.
Film można oglądać w polskich kinach od 2 września.
Kamil Dachnij, dziennikarz Wirtualnej Polski