Krystyna Feldman: Niejeden stracił dla niej głowę
W młodości niejeden stracił dla niej głowę; ona jednak, wbrew woli matki, serce oddała żonatemu, znacznie od niej starszemu mężczyźnie. I pozostała mu wierna do końca – kiedy zmarł, nie związała się już z nikim, wybierając samotność.
Widzowie pamiętają ją nie tylko jako żywiołową staruszkę o charakterystycznym głosie, przez lata wcielającą się w zrzędliwą babkę w popularnym „Świecie według Kiepskich”, ale również wybitną aktorkę, która otrzymała mnóstwo nagród za tytułową rolę w „Moim Nikiforze”. Krystyna Feldman nigdy nie chełpiła się swoimi sukcesami, pozostała kobietą skromną, trzymającą się na uboczu; nie zabiegała o uwagę mediów i stanowczo protestowała, gdy ktoś nazywał ją „gwiazdą”. W wywiadach z pasją opowiadała o swojej pracy, niechętnie schodząc na tematy osobiste. A przecież jej życie prywatne było nie mniej interesujące niż to zawodowe, choć mówiła o nim rzadko, chcąc zachować jakąś jego cząstkę wyłącznie dla siebie.
W młodości niejeden stracił dla niej głowę; ona jednak, wbrew woli matki, serce oddała żonatemu, znacznie od niej starszemu mężczyźnie. I pozostała mu wierna do końca – kiedy zmarł, nie związała się już z nikim, wybierając samotność. Ale nigdy nie żałowała tej decyzji, twierdząc, że rola wzorowej żony była tą, której nie potrafiła sprostać.
href="http://film.wp.pl/krystyna-feldman-niejeden-stracil-dla-niej-glowe-6025245757371009g">CZYTAJ DALEJ >>>
Ojcowska protekcja
Urodziła się 1 marca 1916 roku we Lwowie jako dziecko śpiewaczki operowej Katarzyny i Ferdynanda Feldmana, znanego aktora teatralnego. Niestety, nie dane jej było poznać ojca; zmarł na cukrzycę, gdy dziewczynka miała zaledwie trzy miesiące. Zostawił jednak córce w spadku nazwisko, które wiele lat później pomoże dziewczynie zaistnieć na scenie – na egzaminie do szkoły aktorskiej Janusz Warnecki, wielki fan Feldmana, natychmiast zaproponował młodej Krystynie angaż w lwowskim teatrze.
- Uwielbiał go – mówiła po latach aktorka w magazynie Arte. - Chyba dlatego wypatrzył mnie natychmiast na egzaminie. Mam wrażenie, że nie tylko ze względu na mój geniusz czy zdolności... Jak zobaczył coś małego i chudego o nazwisku Feldman to powiedział: A niech będzie...
Walka z ojczymem
Zanim jednak Feldman została aktorką, musiała walczyć o prawo do realizacji swoich marzeń z matką i ojczymem.
Dziesięć lat po śmierci męża matka Krystyny wyszła za mąż po raz drugi, za Emila Mayera. Dziewczynka i jej brat nie mieli z nowym opiekunem dobrych stosunków.
- Ojczym był zaprzysięgłym kawalerem i jeszcze w dodatku wojskowym. I chciał koszary w domu wprowadzić. To nie było ani dla Jurka, ani dla mnie. Spuśćmy na to zasłonę milczenia – ucinała ten temat w Arte.
To właśnie Mayer zadecydował, by nastoletnią Krystynę, wbrew jej woli, wysłać do szkoły handlowej.
- Miałam 14 czy ileś lat i w ogóle nic w tej szkole nie rozumiałam – opowiadała w Przekroju. Nie chcąc zostać w tej placówce ani chwili dłużej – uciekła.
''Nadawałam się na chłopaka''
Film „Mój Nikifor” nie był dla Feldman pierwszą okazją, by przywdziać męski strój. Kiedy w 1937 roku debiutowała na scenie w „Kwiecie paproci”, przydzielono jej rolę chłopca. Potem grała Indianina.
- Byłam szczupła i zwinna – mówiła w Gali. - Akurat nadawałam się na chłopaka. Na początku jeszcze próbowała się buntować i nawet usiłowała namówić mamę, by w jej sprawie porozmawiała z dyrektorem teatru.
- A mama powiedziała: Siedź cicho, smarkaczu, i graj, co ci dają. No to smarkacz siedział cicho i grał, co dawali – komentowała w Polityce.
- Bardzo się sobie podobam jako mężczyzna z wąsami – dodawała w Przekroju. - Naprawdę jest mi z nimi dobrze. Nie z wielkimi, z takimi ładnymi małymi.
Z czasem zaakceptowała tę sytuację, więc nie przeszkadzało jej, gdy później reżyserzy najchętniej obsadzali ją w rolach kobiet nieładnych albo wręcz brzydkich, zrzędliwych, zniszczonych przez życie, z nizin społecznych, alkoholiczek.
''Panowie chodzili za mną sznurem''
- Nigdy nie miałam fałszywych apetytów, nie chciałam grać Julii czy Ofelii, bo po prostu warunków na to nie miałam. Nie byłam śliczną dziewczyną pszennowłosą z niebieskimi rozmarzonymi oczami. Przeciwnie, byłam czarnowłosa i nic mi się w oczach nie marzyło – twierdziła w Polityce.
Ale musiała mieć w sobie prawdziwie nieodparty urok, bo mężczyźni za nią szaleli i nie mogła opędzić się od wielbicieli.
- Przyznam, że miałam duże powodzenie wśród chłopaków – mówiła skromnie w Gali. - Nie wiem dlaczego, ale panowie zawsze chodzili za mną sznurem. Jednak mnie interesowali tylko starsi mężczyźni. Młodsi chłopcy smalili do mnie cholewki, zapraszali na kawę, ciastko, na randkę. Ale ja nie byłam taka chętna.
Zmieniło się to dopiero, gdy Feldman poznała starszego od niej o 30 lat reżysera Stanisława Brylińskiego. Ten jednak wciąż tkwił w nieudanym małżeństwie. - Ten związek już znacznie wcześniej się rozpadł – zaznaczała Feldman. - W tym czasie, kiedy się poznaliśmy, Stanisław był już z inną kobietą. Od kiedy mnie zobaczył, latał za mną. A ja na początku bardzo go nie lubiłam, stroniłam od niego. Jednak dużo rozmawialiśmy i w końcu mnie do siebie przekonał. Zamieszkaliśmy razem, żyliśmy na kocią łapę, bo on ciągle nie miał rozwodu.
Pierwsza i ostatnia miłość
Związek z żonatym mężczyzną wywołał u matki Feldman prawdziwe zgorszenie. - Była przeciwna ze względów religijnych – tłumaczyła aktorka w Gali. Nie zamierzała jednak zostawiać ukochanego, który, jak twierdziła, był dla niej stworzony.
- Jestem uparta i jak się zatnę, to nikt mnie nie przekona – dodawała. Bryliński, za którego wyszła w 1947 roku, zastąpił jej utraconego ojca; był też bardzo wyrozumiały, gdy Feldman otwarcie oznajmiła, że nie zamierza być kurą domową, prać, sprzątać ani gotować, i wspierał jej aktorską karierę.
Zmarł niespodziewanie w 1953 roku, w wieku 64 lat. Od tamtej pory Feldman z nikim się już nie związała. - Nikt mnie nie zainteresował po jego śmierci – mówiła w Arte.
''Była po prostu sobą''
Do końca pozostała kobietą energiczną, samodzielną, samowystarczalną i wierną swoim zasadom moralnym. Nawet kiedy gnębiła ją bezpieka, komplikując życie, szantażując i próbując zmusić do współpracy, Feldman nie dała się złamać. Choć przez jakiś czas musiała się ukrywać i wylądowała na bezrobociu, nie straciła też pogody ducha.
- Jeżeli się człowiek naładuje niechęcią, to można powiedzieć, że sam sobie szkodzi – tłumaczyła w Przekroju. - No bo jak można żyć z niechęcią, z nielubieniem, z takim jakimś nastawieniem, że ten jest straszny, ten potworny, ten taki a taki?
Dla wszystkich miała dobre słowo. - Ją lubili wszyscy: kiedy mnie odwiedzała na Starym Mieście, to każdy pijak po drodze ją zaczepiał. Każdy menel wołał na jej widok: "Krysiaaa! Krysia Feldman!". Ona sama relacjonowała: "Matko święta, pięciu mnie tu wycałowało po drodze" – opowiadała w Wyborczej Daniela Popławska. - Ale ona nigdy nie narzekała. Potrafiła też rozmawiać z wielkimi tego świata. Tak samo ich traktowała: nie była dla nich ani zbyt miła, ani niedostępna. Była po prostu sobą.
Krystyna Feldman zmarła 24 stycznia 2007 roku na raka płuc. Odeszła mając 90 lat. Została pochowana w Alei Zasłużonych na cmentarzu miłostowskim w Poznaniu.
(sm/mn)