Krzysztof Zalewski: ''Krew się leje aż na pierwsze rzędy''
16.01.2014 | aktual.: 22.03.2017 08:31
Dlaczego film nakręcony w 2010 roku nie wszedł jeszcze do kin? Czemu twórcy wciąż borykają się z problemami finansowymi?
29-letni wydał dobrze przyjętą płytę, ciągle koncertuje, a niedawno udało mu się nakłonić kilka polskich gwiazd, aby pojawiły się w jego teledysku. Jednak to nie wszystko. Być może za jakiś czas zobaczymy go w jego debiucie filmowym, który jak sam określa, jest wyjątkowo krwawy i mocny.
Być może, ponieważ „Historia "Roja", czyli w ziemi lepiej słychać” ciągle czeka na swoją oficjalną premierę, mimo że w zeszłym roku był wyświetlany na kilku pokazach i spotkał się z ciepłym przyjęciem nielicznych, którym udało się go zobaczyć.
Dlaczego film nakręcony w 2010 roku nie wszedł jeszcze do kin? Czemu twórcy wciąż borykają się z problemami finansowymi?
Utalentowany naturszczyk
– Zgodziłem się nawet tylko po to, żeby nie pluć sobie w brodę później, że nie wykorzystałem szansy. Po to, żeby mieć o czym opowiadać, zobaczyć, jak wygląda praca nad filmem od kuchni - tłumaczy muzyk decyzję zagrania w filmie w jednym z wywiadów.
Mimo że Zalewski był kompletnym naturszczykiem, poradził sobie świetnie i jest zadowolony z finalnego efektu.
- Podobno brak przygotowania aktorskiego przy filmie akurat może pomóc. Z pewnością nie mam naleciałości aktorów teatralnych, którzy nawet gdy szepczą, muszą być słyszalni dla widowni w ostatnich rzędach - tłumaczył artysta.
Jednak jeszcze trochę minie, zanim się o tym przekonamy. Twórcy filmu wciąż zmagają się z problemami finansowymi…
Materiał roboczy zbyt długi
Zdjęcia do „Historii Roja” w reżyserii Jerzego Zalewskiego rozpoczęły się wiosną 2010 roku. Głównym koproducentem filmu zostało TVP, które zainwestowało 6 mln zł. PISF przeznaczył na ten cel dotację w wysokości ponad 2 mln zł.
W liście reżysera do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bogdana Zdrojewskiego czytamy, że po przekazaniu pierwszego układu montażowego do TVP w grudniu 2010 roku „zaczęły się problemy z jego przyjęciem przez Telewizję i, co za tym idzie, wypłatą kolejnych rat produkcyjnych.”
Głównych zarzutem, który powtarzał się przy kolejnych oficjalnych projekcjach, była nadmierna długość materiału roboczego, trwającego pierwotnie ponad dwie i pół godziny.
Kończą na własną rękę
W obliczu finansowych trudności – wycofanie się koproducenta i sponsorów, którzy zażądali zwrotów części wkładu - twórcy zorganizowali akcję pod hasłem „Ratujmy Roja”. Film w wersji reżyserskiej został pokazany publiczności na licznych seansach w całej Polsce i, jak twierdzi reżyser, spotkał się z bardzo pozytywnym odzewem, również ze strony innych filmowców.
Zalewski postanowił skończyć film na własną rękę, choć bez niezbędnych środków kosztowny proces postprodukcji wydaje się na razie mocno utrudniony. Na założonej stronie internetowej twórcy „Historii Roja” zbierają potrzebne fundusze.
Do tej pory udało im się zebrać ponad 300 tys. zł, z których pokryto część długów, zrobiono postsynchrony, dograno nową muzykę i przemontowano materiał do krótszej wersji. Aby definitywnie zakończyć etap postprodukcji – tj. przeniesienie filmu na nośnik cyfrowy - twórcy muszą uzbierać jeszcze około 600 tys. zł.
''Zabiłem chyba 40 osób''
W sieci można znaleźć wypowiedzi, a nawet recenzje widzów, którzy widzieli „Historię Roja” na jednym z pokazów organizowanych na terenie całego kraju.
Dominuje opinia, że film porusza ważki temat i jest de facto pierwszym obrazem o „żołnierzach wyklętych”. Widzowie zwracają również uwagę na Krzysztofa Zalewskiego, wcielającego się w tytułową rolę oraz niespotykany dotąd w polskim filmie ładunek przemocy.
– Krew się leje aż na pierwsze rzędy. Sam w filmie zabiłem chyba 40 osób. To coś dla wielbicieli mocnego kina - zapowiada aktor.
W filmie wystąpili również m.in. Piotr Nowak, Marcin Troński oraz Sławomir Orzechowski.
Wypowiedział wojnę komunistom
"Historia Roja" opowiada losy Mieczysława Dziemieszkiewicza ps. "Rój", żołnierza NSZ i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego.
Jako 20-latek, tuż przed końcem wojny, na wieść o śmierci brata zabitego przez żołnierzy sowieckich, zdezerterował z wojska i dołączył do oddziału partyzanckiego. Działając w podziemiu antykomunistycznym stanął na czele oddziału, który przeprowadzał akcje przeciwko władzom, uwalniał z aresztów więźniów politycznych i wykonywał wyroki na współpracujących z komunistami.
Historia "Roja" zakończyła się w 1951 r. Dziemieszkiewicz poniósł śmierć w obławie przeprowadzonej przez oddziały wojska i milicji. Bojownik został wydany przez swoją dziewczynę Alinę Burkacką, szantażowaną przez SB.
W 2007 roku prezydent Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie Dziemieszkiewicza Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. (do rzeczy/pap/gk/mf)