Bunt statystów
Problemy pojawiły się też przy kręceniu scen uczt – albo statyści pożerali błyskawicznie stojące na stołach frykasy, albo jedzenie szybko się psuło.
- Pierwszego dnia, kiedy przywieźli te upieczone cielaki i prosiaki, jeszcze przed kręceniem sceny, statyści, a było ich tam ze dwie setki, rzucili się żreć to mięso, bo pachniało wspaniale. Kierownicy produkcji wrzeszczeli, że odbiorą im dniówkę. Statyści się przestraszyli – opowiadał Ryszard Ronczewski w „Gazecie Wyborczej”. Kolejny problem pojawił się kilka dni później.
- Na kręcenie scen trzeba czekać, w atelier od reflektorów było gorąco, a mięso wciąż tam stało. Kręcili dopiero trzeciego dnia, kiedy ono już woniało. Mówią do statystów: macie to jeść. Wybuchł bunt. Statyści, że do ust tego nie wezmą, bo śmierdzi – dodawał. - Musieli upiec jeszcze raz mięso i tym razem kręcili pierwszego dnia.