"Książę i dybuk". Michał Waszyński miał kolorowe życie, ale nosił w sobie tajemnicę
Dotychczasowa skleroza kinowych biografistów powinna dziwić, bo jak dowodzi „Książę i Dybuk”, historia Michała Waszyńskiego jest cennym materiałem do zgłębiania. W wielkim świecie mało kto wiedział, że urodził się pod innym nazwiskiem.
Życiorys reżysera to labirynt, w którym wydawałoby się, że każda ze ścieżek prowadzi do ślepego zaułka. Twórcy filmu, Piotr Rosołowski i Elwira Niewiera, podejmując się nie lada wyzwania, podążają tropami autora „Dybuka” w celu wyjaśnienia nieścisłości w jego biografii. Docierają tym samym do Kowla – miejsca jego narodzin; Warszawy, w której spędził najpłodniejszy okres swojej kariery, czy Rzymu, dającego mu powojenny azyl.
Pełne pasji dyskusje z napotkanymi tam osobami na temat prawdziwego imienia czy orientacji seksualnej Waszyńskiego pomagają nam w skonstruowaniu jego spójnej biografii. Najistotniejszy w „Księciu i Dybuku” wydaje się jednak ówczesny kontekst społeczno-polityczny wywierający bezpośredni wpływ na losy bohatera…
Dzięki skrupulatnemu rekonesansowi Rosołowski i Niewiera unikają powielania schematów wykorzystywanych przez gros dokumentów biograficznych będących szaro-burymi mozaikami złożonymi jedynie z wypowiedzi wywiadowanych osób. Narracja „Księcia i Dybuka” operuje o wiele subtelniejszymi zabiegami, przywołując obrazy urokliwych warszawskich ulic i kawiarenek z okresu międzywojennego, czy wtrącając osobiste refleksje z pamiętnika bohatera. Wskrzeszony przez twórców duch tamtych lat pozwala widzom – uczynić to, co Waszyński w kinie doceniał najbardziej – „owinąć się ciemnościami i zafundować sobie izolację od świata”.
O ile jednak w gorącym politycznie okresie, w którym przyszło żyć Waszyńskiemu, izolacja była skutecznym medykamentem na bolączki ówczesnej rzeczywistości, o tyle współcześnie powinniśmy spojrzeć na „Księcia i Dybuka” w mniej zhermetyzowany sposób. Zawikłane losy bohatera, mimo wielu komicznych absurdów, stają się pretekstem do bardzo osobistej i gorzkiej opowieści o tęsknocie, powojennej utracie tożsamości i trudnych wspomnieniach. Zabawna mitomania Waszyńskiego w kreowaniu swojej osoby, dzięki zapiskom z pamiętnika, nabiera ponurego wydźwięku. Okazuje się bowiem, że porzucenie swojej tożsamości oraz wyparcie się żydowskich korzeni nie było artystycznym kaprysem, lecz jednym ze sposobów na przetrwanie. Tak samo jak zamiana prawdziwego nazwiska "Waks" na "Waszyński". I choć w jednej z notatek bohater pisze: „dobrze mi jest nie wiedzieć kim jestem”, to z pozostałych wypowiedzi wyłania się obraz człowieka, któremu ogromna wyrwa pozostawiona w życiorysie po wojnie sprawia chroniczny ból.
Rosołowski i Niewiera stawiają pomnik jednemu z najważniejszych reżyserów polskiego kina przedwojennego. „Księciem i Dybukiem” upamiętniają oni jednak całe ówczesne pokolenie skazane na życie w czasach przemieszań etnicznych, dylematów tożsamościowych i powątpiewań w człowieczeństwo. Waszyński wydaje się być w tym kontekście emblematyczną postacią owego okresu, a „Książę i Dybuk” zasługuje na miano tegorocznego must-see nie tylko dla studentów filmoznawstwa!
Dawid Dróżdż