Ładnie opakowana czekoladka
Jeśli życie jest jak pudełko czekoladek, to z całą pewnością komedie romantyczne są ich smacznym nadzieniem. Za jednym zamachem otrzymujemy bowiem bajkowy romans i zabawne perypetie, które podnoszą nas na duchu. Niekiedy jednak zdarza się, iż czekoladka ma jedynie ładne opakowanie i dobrą reklamę. Tak jest, niestety, w przypadku filmu "Pozew o miłość".
04.12.2006 18:07
Nowy obraz Petera Howitta oparty został na znanym schemacie, który przywodzi na myśl choćby starą produkcję ze Spencerem Tracy i Katharine Hepburn - "Żebro Adama". On i ona są odnoszącymi sukcesy prawnikami od spraw rozwodowych. Walczą ze sobą w sądzie, stosując różne metody: Daniel Rafferty (Pierce Brosnan) jest przebojowym i żywiołowym adwokatem, podczas gdy Audrey Woods (Julianne Moore) wierzy w podręcznikowe wytyczne. Także w życiu osobistym różnią się temperamentem i światopoglądem. Na co dzień obserwują rozpadające się małżeństwa, nic więc dziwnego, że bronią się przed miłością. Ale nikt nie wygra z prawem przyciągania się przeciwności...
Kiedy każdy kolejny element fabuły da się z łatwością przewidzieć, a zakończenie filmu znane jest już po dwudziestu minutach, taką produkcję mogą uratować jedynie aktorzy. W przypadku obrazu "Pozew o miłość" mamy do czynienia z wielkimi gwiazdami, które jednak w duecie nie są wstanie wykrzesać nawet iskierki. Takich tandemów, jak Hepburn i Tracy, w komediach romantycznych było naprawdę niewiele. Ostatnio Meg Ryan i Tom Hanks starali im się dorównać. Moore i Brosnan nie są nawet blisko. W obsadzie błyszczy tylko Frances Fisher w roli matki Audrey. Aktorka wciela się w energiczną kobietę, która pragnie być wiecznie młoda i pociągająca. To jedyna ciekawa i naprawdę zabawna postać, dla której ewentualnie można zobaczyć ten film.
Zaletą obrazu jest także wizualna atrakcyjność. Moore zarówno w garsonkach, jak i w ubraniu sportowym przykuwa wzrok. Podobnie jest z Brosnanem, od którego wciąż bije uwodzicielski czar Jamesa Bonda. Również scenografia Nowego Jorku i malowniczych krajobrazów Irlandii karmi oko. Ale to zaledwie zaostrza smak, podczas gdy prawdziwego dania nie otrzymujemy. Podobnie mdłych czekoladek jedliśmy już wiele.