Trwa ładowanie...
15-09-2005 11:57

Legenda Dzikiego Wschodu

Legenda Dzikiego WschoduŹródło: mat. dystrybutora
d3uuzxu
d3uuzxu

Koreańczyk Sang-moo Lee - nie pierwszy i nie ostatni – porwał się z motyką na tradycję i pomieszał ze sobą dwie autonomiczne konwencje filmowe. „Honor wojownika” to karkołomna ballada, której westernowe zwrotki kontrastują z orientalnym refrenem. I choć podobny zabieg udał się przed paru laty Takashiemu Miike („Sukiyaki Western Django”), Lee zdecydowanie brakuje jego kunsztu i fantazji.

Opowieść – legendarny mistrz miecza, wyklęty przez członków własnego, trafia do małego miasteczka na Dzikim Zachodzie – jest tu dość pretekstowa i powierzchowna, sklejona z dziesiątek popkulturowych motywów, od „Za garść dolarów” po „Samotnego wilka i szczenię”. Oprawa - wystawna, do pewnego stopnia wycyzelowana (granicą jest budżet) – szybko nuży swym krzykliwym przepychem. I niewiele da się na to poradzić.

Autor filmu, rozdarty gdzieś pomiędzy fascynacją upadłym mitem a chęcią poruszenia filmowego nieba, skacze od jednego motywu do drugiego. Na przemian wznosi westernowe konstrukcje (którym stylistycznie najbliżej serialu „Carnivale”) i polewa je egzotycznym sosem spod znaku superprodukcji Zhanga Yimou („Dom latających sztyletów”). Miałoby to być może sens, gdyby udało mu się od hollywoodzkich bonzów wyszarpać więcej gotówki, ale przy ograniczonych środkach jego spektakl staje się tylko przeestetyzowanym kiczem drugiej kategorii.

Gdzieś pomiędzy kolejnymi scenami można jeszcze znaleźć szczegół przyciągający oko – ot, charakternego Danny’ego Hustona w typowej dla siebie roli oprycha, scenograficzny rozmach czy kilka udanych najazdów kamery – ale całość nie wytrzymuje pod naporem skrajnych bodźców. Western to dziś delikatny gatunek, trzeba ostrożnie…

Wydanie dvd

Standard. Ścieżka pięciokanałowa, obraz panoramiczny. W dodatkach tylko zwiastun.

d3uuzxu
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3uuzxu